MIŁOŚĆ - MAŁŻEŃSTWO - RODZINA
 
  Strona Główna
  Przyjaźń
  Miłość
  Małżeństwo
  => Przygotowanie do małżeństwa
  => Małżeństwo sakramentem
  => Życie seksualne
  => Kilka pytań o małżeństwo
  => Co scala małżonków?
  Rodzina
  Poezja Serca
  Poezja religijna
  Galeria
  Księga gości
  Kontakt
  Licznik
Życie seksualne


Bóg obecny w akcie małżeńskim wyrażającym miłość

Sakrament małżeństwa oznacza, że Chrystus jest obecny we więzi małżeńskiej. Akt seksualny jest ważnym sposobem wyrażania więzi małżeńskiej. Dlatego poprzez współżycie  seksualne także realizuje się sakrament małżeństwa, czyli także i w tym czasie małżonkowie spotykają się z Bogiem. Akt małżeński można nawet nazwać komunią sakramentu małżeństwa w czasie której w szczególnie intensywny sposób może być obecny Bóg.  Gdy Bóg przychodzi w sakramencie małżonkowie się uświęcają.

Stanowisko Kościoła jest udokumentowane w adhortacji apostolskiej Jana Pawła II Familiaris consortio, gdzie czytamy: „Pierwszym i bezpośrednim skutkiem małżeństwa (res et sacramentum) nie jest sama łaska nadprzyrodzona, ale chrześcijańska więź małżeńska, komunia dwojga typowo chrześcijańska, ponieważ przedstawia tajemnicę Wcielenia Chrystusa i tajemnicę jego Przymierza. Szczególna jest także treść uczestnictwa w życiu Chrystusa; miłość małżeńska zawiera jakąś całość, w którą wchodzą wszystkie elementy osoby — impulsy ciała i instynktu, siła uczuć i przywiązania, dążenie ducha i woli. Miłość zmierza do jedności głęboko osobowej, która nie tylko łączy w jedno ciało, ale prowadzi do tego, by było tylko jedno serce i jedna dusza”2..

Przykład może uzmysłowić praktyczność i konkretność takiego podejścia. Jeżeli, np. mąż widzi swoją żonę nago i instynktownie zaczyna odczuwać wzrastające podniecenie, to swoją reakcję może zinterpretować jako wezwanie Boże do obdarowania żony miłością (jeżeli nie ma obiektywnych przeszkód – jest okres cyklu umożliwiający współżycie, nie narusza integralności jej ciała przez antykoncepcję). Podobnie i w relacji żony do męża. Jeżeli żona jest spragniona czułości, pragnie być przez męża objęta, przytulona, pocałowana, to swoje pragnienia może odczytać nie tylko jako kobiecą tęsknotę do bycia kochaną przez mężczyznę, ale także jako Boże natchnienie do cielesnego przybliżenia się do męża. Gdy mąż odpowie na jej pragnienie z miłością i czułością żona może zapragnąć zjednoczenia z nim poprzez współżycie seksualne. Czując się kochana w małżeństwie będzie się także czuła kochana przez Pana Boga.

Jeszcze niedawno teologowie unikali wypowiedzi jednoznacznie potwierdzających możliwość bezpośredniej obecności Boga w akcie małżeńskim3. Lęk przed uznaniem tej fascynującej prawdy musi być jednak pokonany dla dobra katolickiego małżeństwa. „Skoro wszystkie przejawy wspólnego życia małżonków tak duchowe, jak i cielesne mają udział w miłości, jaką Chrystus kocha i zbawia swój Kościół, to dlaczego cielesne zjednoczenie małżonków w miłości nie miałoby również uczestniczyć w tej zbawczej mocy? Dlaczego ten akt najpełniej wyrażający miłość małżeńską oraz dający życie, czyli partycypujący w mocy stwórczej Boga i kontynuujący Jego stwórcze dzieło, nie miałby być miejscem spotkania Boga i nie miałby pośredniczyć w przekazywaniu nieskończenie intensywnego życia Bożego, które uszczęśliwia do końca człowieka?”.

Propaganda świata sprowadza akt seksualny do powierzchownych przeżyć psychicznych związanych przede wszystkim z poszukiwaniem fizjologicznej przyjemności. Jeżeli mówimy o małżeństwie jako wspólnocie życia i miłości, a nie o patologii, to jako katolicy nie możemy kojarzyć seksu tylko z fizjologicznym przeżyciem. U dojrzałych ludzi wyraża on o wiele głębszą relację. Jest on ważnym sposobem komunikacji między mężem a żoną - osobami, które się kochają, są ze sobą na dobre i na złe, mają wiele wspólnych wartości, łączy ich uczucie, są do siebie przywiązani, czują do siebie pociąg seksualny, pragną się obdarowywać przyjemnością, rodzą i wychowują dzieci… Prawdziwie ludzki akt seksualny porusza kochające się osoby zarówno duchowo jak i psychicznie i fizjologicznie – obejmuje reakcje całego człowieka – ducha, serca i ciała.

W katolicyzmie nie ma podziału na sfery życia bliższe i dalsze Bogu. Cały człowiek, wraz ze swoją płciowością i seksualnością został stworzony przez Boga i należy do Niego. Gdy tworzy się nieprawdziwe podziały sankcjonuje się fałszywą dwutorowość codziennego życia i wyznawanej wiary.

 

Ciała małżonków - sakramentalny znak przyjścia Boga

Bóg spotyka się z ludźmi i objawia im swoją miłość na różne sposoby – przez naturę, kulturę, wydarzenia, wspólnotę Kościoła… Szczególnym sposobem komunikacji Boga z człowiekiem są sakramenty. Ich istotą nie jest tylko modlitwa – nawiązanie kontaktu z Bogiem, ale także znaki, poprzez które człowiek rozpoznaje zmysłowo obecność Chrystusa przychodzącego w jego życie.

Dlatego modlitwie przywołującej Boga zawsze towarzyszy materialny znak, który wyraża, to co się dzieje i uświadamia, że Bóg właśnie teraz wciela się w członków Kościoła, tworzy z nich wspólnotę – widzialne Ciało Chrystusa.

Gdy kapłan wypowiada słowa: „Ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego” i w tym czasie polewa wodą głowę dziecka, wiemy, że właśnie wtedy Bóg czyni dziecko chrześcijaninem, wprowadza do wspólnoty Kościoła. Podobnie w czasie Eucharystii. W znakach Słowa Bożego, wspólnoty wiernych, kapłana, chleba i wina rozpoznajemy Chrystusa przychodzącego do nas. Dlatego ucztę Eucharystyczną przeżywamy całkiem inaczej niż dożynkowy festyn. Spożycie chleba na Eucharystii jest dla nas Komunią – Ciałem Chrystusa, a nie spożyciem normalnego posiłku. Chrystus karmi nas sobą i w ten sposób buduje na ziemi swoje Ciało - widzialną  wspólnotę Kościoła.

Małżeństwo jest sakramentem tak jak Eucharystia, a to znaczy, że w małżeństwie działa Bóg wcielając się we wspólnotę jaką tworzą małżonkowie, jest sposobem życia szczególnie naznaczonym Jego obecnością, życie w nim jest uświęcające, przybliżające do Boga.

Tak jak w przypadku innych sakramentach przyjście Boga staje się rozpoznawalne, gdy umie się rozpoznać widzialny znak sakramentu małżeństwa – znak przyjścia Boga do małżonków. Gdy umie się zinterpretować ten znak – tak jak umie się odczytać znaczenie wspólnoty, kapłana, wody, chleba, wina w przypadku innych sakramentów.

Znak sakramentu małżeństwa jest bardzo konkretny i wyraźny i co najważniejsze pokazuje, że Bóg może działać w każdej chwili małżeńskiego życia. Taki znak tworzą sami małżonkowie poprzez swoje ciała. Jest to znak żywy. Cielesna bliskość małżonków tworzy widzialny znak ich miłości, więzi, relacji. Małżonkowie tworzą znak obecności Boga, gdy są cieleśnie razem – gdy razem żyją pod jednym dachem (nie rozdzieleni na emigracji), razem się modlą (nie osobno), gdy rozmawiają ze sobą (np. pijąc kawę), pomagają sobie w codziennym życiu (sprzątają mieszkanie), wspierają się, pocieszają, gdy obdarzają się czułością, pieszczą się, współżyją seksualnie (śpią w jednym łóżku). Za każdym razem w cielesnej jedności stają się rozpoznawalni jako kochający się małżonkowie2.  

Gdy małżonkowie umieją w wierze zinterpretować swoją miłość, wtedy jej różnorodne przejawy wyrażone poprzez ciało (pomoc, modlitwa, rozmowa, pieszczota, akt seksualny) stają się dla nich znakami sakramentalnymi, czyli znakami, poprzez które rozpoznają obecność Boga między nimi. Gdy żona czuje się kochana przez swojego męża może powiedzieć, że przez jego miłość (wyrażoną poprzez jego ciało) sam Bóg przychodzi do niej i objawia jej swoją Miłość.  Jeżeli mąż czuje się kochany przez żonę, to może uznać, że jest ona dla niego prawdziwym darem Boga, poprzez który Bóg zapewnia Go o swojej miłości i trosce.


Błędne poglądy na temat znaku sakramentalnego

Znakiem tym nie jest obrączka, bo gdyby ona wskazywała na realną obecność Boga trzeba by ją zawsze nosić, a gdyby się zgubiła małżeństwo sakramentalne przestałoby istnieć. Takim znakiem nie jest także stuła (oplątująca ręce w czasie przysięgi), bo gdyby nim była małżonkowie musieliby ją zakładać za każdym razem, gdyby chcieli spotkać się z Bogiem. Nie jest nim także przysięga małżeńska. Gdyby ona była takim znakiem pobożni małżonkowie powinniby codziennie odmawiać słowa przysięgi, aby żyć blisko Boga. Znak sakramentu, czyli znak wskazujący na obecności Boga jest czymś więcej niż symboliczne znaki przypominające o jedności, nierozerwalności, czy wyłączności związku małżeńskiego. Znak stworzony poprzez ciała małżonków jest znakiem rzeczywistej obecności Boga, a nie symbolem przybliżającym zrozumienie dziejącego się wydarzenia.

Bardzo często małżonkowie uważają, że takim znakiem obecności Boga między nimi są ich dzieci. Gdyby, tak było, to małżeństwa, które chciałyby częściej niż raz czy dwa razy spotkać się z Bogiem musiałyby rodzić większą ilość dzieci, a i tak spotkań z Bogiem w ciągu ich długiego życia nie byłoby więcej niż kilkanaście. W sumie łaska Boża bardzo rzadko gościłaby w życiu małżonków.

Niektórzy ludzie wskazują na sam obrzęd ślubu – czas zawarcia sakramentu małżeństwa jako na czas spotkania się małżonków z Chrystusem. Bez wątpienia w czasie udzielania sobie sakramentu (narzeczeni sami sobie go udzielają) Bóg przyszedł do nich. Odpowiedź jest więc dobra, ale niepełna. Spotkanie z Bogiem nazwane sakramentem małżeństwa nie może być sprowadzone do jednorazowego obrzędu w kościele. Gdy tak się myśli , to nie dostrzega się tak samo ważnych spotkań z Nim w późniejszych latach – w czasie trwania małżeństwa, w ciągu ostatnich 5, 10 czy 20 lat wspólnego życia. Małżonkowie, którzy na co dzień nie realizują świadomie sakramentu małżeństwa myślą najczęściej w następujący sposób: nasz sakrament małżeństwa miał miejsce dawno temu, a teraz jako małżonkowie czerpiemy Boże błogosławieństwo z tego przeszłego faktu.  Błąd tego myślenia polega na tym, że sakrament małżeństwa rozumie się statycznie – jako jednorazowe wydarzenie z konsekwencjami, a nie ciągle, dynamicznie realizujące się spotkanie z Bogiem w teraźniejszości, we wszystkich momentach wspólnego życia.

Nierozerwalna więź z Chrystusem zawiązana na trwałe w momencie zawarcia sakramentu małżeństwa może nieustannie się rozwijać tak, jak rozwija się relacja pomiędzy małżonkami na różnych etapach ich małżeństwa. Sakrament małżeństwa rozumiany dynamicznie jest rzeczywistością, która nieprzerwanie trwa, pod warunkiem, że małżonkowie pielęgnują na co dzień realną bliskość cielesną (razem się modlą, rozmawiają, pomagają sobie, współżyją seksualnie) – i tak rozumianą codzienność oddają Chrystusowi  zapraszając go w tworzoną więź. Dopiero gdy małżonkowie codziennie w ten sposób udzielają sobie sakramentu korzystają z jego mocy.


Powołanie małżonków – zbudować czytelny znak obecności Boga

Zawarcie nierozerwalnego przymierza z Chrystusem sprawia, że kontakt małżonków z rzeczywistością Boga staje się obiektywnie możliwy i pewny. Dotyczy to także aktu seksualnego. Nawet jeżeli akt małżeński nie zawsze jest tak satysfakcjonujący jakby się oczekiwało, nie przestaje z tego powodu być święty, tzn. odbyty w obecności Boga i przez Niego błogosławiony. Jego świętość może zniszczyć jedynie grzech, ale nie pomniejszają jej okresy, gdy np. przeżycie jest osłabione w powodu monotonni, zmęczenia, zmartwień codziennego życia, błędów w sztuce miłosnej. W tym sensie świętość ta jest wartością obiektywną. Akt seksualny jest święty, ponieważ stanowi akt małżeński i z tej racji zostaje objęty gwarancją obecności ze strony samego Boga. Życie w małżeństwie ma wartość nawet wtedy, gdy małżonkowie przeżywają pewne kryzysy.

Małżeństwo dzięki swojej trwałości chroni miłość przed zmiennością uczuć i zmysłów. Zapewnia „miłości równowagę i trwałość, w której może ona wzrastać do dojrzałości. Wyzwala ją z tyranii silnych lecz niedojrzałych uczuć. Zmusza człowieka do przeżycia trudności i dotarcia przez nie do nowych głębi miłości i zrozumienia”.

Prawdziwa miłość wymaga nierozerwalności i wierności, „jest darem z siebie samego czynionym drugiemu dla jego dobra; umie uszanować osobowość i wolność drugiego; nie jest egoistyczna, nie szuka samego siebie w drugim, jest ofiarna nie władcza”, otwiera się ku życiu. Na tej drodze małżonkowie coraz bardziej odkrywają Boga w akcie małżeńskim. To odkrycie nie pojawia się automatycznie wraz z zawarciem sakramentu małżeństwa i nie trwa samoczynnie, ale wymaga wiary i nieustannego, moralnego wysiłku małżonków.

Akt małżeński może być znakiem spotkania z Bogiem i współmałżonkiem - znakiem Przymierza, tylko wtedy, gdy wyraża to Przymierze. Jest więc nim wtedy, gdy współżycie seksualne wyraża miłość, jest wzajemnym oddaniem się małżonków, odbywany zgodnie z zasadami moralności katolickiej. Nie jest więc „znakiem sakramentu” w sensie absolutnym, bezwarunkowym, jakby ex opere operato, ponieważ jego prawdziwość zależy całkowicie od treści duchowej jaką sformułują małżonkowie aktem ludzkiej woli. Nie można mówić o znaku sakramentalnym, gdy małżonkowie współżyją w sposób grzeszny, gdy świadomie ranią się psychicznie, gdy egoistycznie myślą tylko o swoim własnym zaspokojeniu seksualnym. Akt małżeński nie jest wtedy zgodny z powołaniem do jakiego Chrystus wzywa małżonków na mocy sakramentalnego przymierza. Akt małżeński przestaje być znakiem miłości i obecności Chrystusa, a staje się znakiem  nieopanowania, egoizmu, wykorzystania, manipulacji. Wyraża najczęściej jeszcze prawdę sakramentu w fundamentalnej kwestii jaką jest wierność, i dlatego nie traci wszystkich cech znaku, ale przestaje już być znakiem czytelnym. Tę degradację współżycia seksualnego wyczuwają często sami małżonkowie. Doświadczenie życia małżeńskiego pokazuje, że gdy małżonkowie odchodzą od siebie duchem i sercem, współżycie seksualne zaczyna się źle układać, albo w ogóle zanika. W dramatyczny sposób objawia się ona w momencie zdrady małżeńskiej. Małżonkowie mogą sobie wybaczyć wiele grzechów we wzajemnym pożyciu, o ile są pewni wzajemnej wierności. Zdradę małżeńską wybacza się jednak najtrudniej, a czasami nie umie się jej wybaczyć. Taki akt seksualny nie jest tylko zdradą człowieka, ale i zdradą samego Chrystusa.

 br. Ksawery Knotz



Czystość małżeńska

     Pisaliśmy dotąd na łamach "Miłujcie się" sporo o czystości przedmałżeńskiej. Czytelnicy proszą o, jak gdyby przedłużenie tego tematu, a mianowicie o omówienie czystości małżeńskiej. Rzeczywiście mało się pisze i mówi o tej sprawie, choć jest ona bardzo ważna dla dobra małżonków i ich rodzin. Kościół przypomina, że "Człowiek (...) nie zdoła osiągnąć prawdziwego szczęścia, do którego tęskni całą swoją istotą inaczej, jak zachowując prawa wszczepione w jego naturę przez najwyższego Boga" (Enc. Humanae Vitae nr 31).

     Kiedy mówimy o czystości małżeńskiej, pytamy właśnie, co jest wolą Bożą w seksualnej relacji małżonków (czystość), a co się jej sprzeciwia (nieczystość). Oczywiście na czymś innym polega czystość przedmałżeńska (chodzi o powstrzymanie się od wszelkich działań seksualnych nawet w myślach i pragnieniach), na czymś innym zaś czystość małżeńska (działania seksualne mogą być dobre, miłe Bogu, błogosławione przez Niego).

     Takim "świętym" działaniem seksualnym małżonków jest to, które spełnia cele zaplanowane dla nich przez Boga. Jakie są owe cele współżycia seksualnego?

     Kościół naucza nas, że istnieją dwa takie cele (nierozerwalnie z sobą związane); prokreacja i wyrażanie miłości. (Popularna kultura, z którą mamy nieszczęście się stykać, naucza nas natomiast, że celem współżycia seksualnego jest rekreacja). Jeżeli małżonkowie nie szanują Bożych planów dla swojej seksualności, popełniają grzech, który rani przede wszystkim ich samych.

     Umiejętność zachowania czystości seksualnej w małżeństwie, uzależniona jest w dużym stopniu od wcześniejszego wypracowania w sobie cnoty czystości (dlatego Kościół podkreśla znaczenie wychowania do czystości już od dzieciństwa, co - jak wiemy - ma odbywać się w rodzinie). Cnota czystości (pochodzi od cnoty miłości) jest wewnętrzną dyspozycją uzdalniającą do temperowania i pokonywania w sobie pożądliwości cielesnej. Św. Paweł pisze: "Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, z tej żądzy..." (Kol 3, 5).

 

     Mąż traktuje mnie jak rzecz, która nie ma dla niego specjalnej wartości. Nie okazuje mi nigdy żadnego uczucia, nie darzy miłością, nie zwierza się.

(Maria, lat 28)

     Właśnie cnota czystości uzdalnia do "uśmiercania" tego, co pożądliwe. Pożądliwość jest zawsze destruktywna i przed, i w czasie małżeństwa. Oznacza bowiem przedmiotowe traktowanie swojego ciała i ciała partnera, egoistyczne szukanie własnego zadowolenia, traktowanie drugiej osoby tylko jako środka dla osiągnięcia własnego celu, nadawanie seksualności przesadnego znaczenia, hedonistyczny stosunek do niej itp.

     Zacytujmy jeszcze raz św. Pawła: "Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie: powstrzymywanie się od rozpusty, aby każdy umiał utrzymywać ciało własne w świętości i w czci, a nie w pożądliwej namiętności, jak to czynią nie znający Boga poganie" (1 Tes 4, 3-5). To bardzo ważny dla małżonków tekst. Współżycie ma być wyrazem miłości małżonków do siebie a nie "żądzy" (jakże często utożsamia się obecnie miłość z pożądliwością!). "Żądza" musi zostać utemperowana, nawet "uśmiercona" przez miłość. Miłość nie może zostać zdominowana czy nawet "uśmiercona" przez żądzę! Jak opisać tę miłość? Jakie są jej cechy? Wymieńmy przynajmniej niektóre: pokora, szacunek i podziw dla ciała, szacunek dla godności współmałżonka i jego wolności, troska o jego dobro, zdolność do zrezygnowania z własnych pragnień, ofiarność...

 

 
     Jesteśmy małżeństwem od dwóch 2 lat Współżyjemy z żoną dość rzadko. Jest w naszym codziennym obcowaniu sporo napięcia seksualnego, ale potrafimy je łatwo kontrolować. Zmienia się ono we wzajemną czułość i delikatność. Na pewno tak jest. Myślę, że nawet innych przez to kochamy bardziej. Zbyt częste współżycie pozbawia mnie tego ciepła. Wstrzemięźliwość jest jak ładowanie akumulatorów.

     Jeżeli już mówimy o fizycznej stronie naszego związku, to jest w naszym fizycznym obcowaniu sporo, powiedziałbym, dziecięcej niewinności. Nie tyle pożądam żonę, co raczej zachwycam się nią, również jej ciałem. Kiedyś inaczej patrzyłem na kobiety. Wyzbyłem się zmysłowości. Sporo mnie to kosztowało. To prawda, ze żyłem jak mnich, ale otworzył się przede mną zupełnie nowy świat.

(Andrzej, lat 27)

     Jeśli akt małżeński dopełnia prawdziwa miłość, staje się aktem jednoczenia pragnień, zamiarów, celów, myśli, stapianiem się nie tylko ciał, ale przede wszystkim dusz. Głęboko jednoczy małżonków... Nic takiego nie ma miejsca, jeżeli małżonkowie powodowani są pożądliwością. Ich współżycie przypomina wtedy raczej świadczenie sobie wzajemnie (w najlepszym wypadku) usług seksualnych w celach rekreacyjnych. Coś innego znaczy podejmować współżycie, ponieważ "pragnę oddać się, powierzyć tobie", a coś innego, gdy "nie mogę już wytrzymać" albo ponieważ "chciałbym się nieco rozerwać".

     Seksualny akt małżonków może być dopełnieniem ich miłości tylko wtedy, jeśli jest wolnym darem z siebie. Wolnym, a więc nie wymuszonym przez pożądliwość. Darem, a więc podejmowanym nie wyłącznie z myślą o sobie, ale kiedy wiadomo, że sprawi współmałżonkowi radość, jaką ma się z czegoś upragnionego i oczekiwanego. Zwróćmy uwagę, że poczucie "jestem kochany(a)" daje radość, która jest ważniejsza niż zmysłowa przyjemność. Powstrzymanie się od współżycia także może być wyrazem miłości: "Z myślą o mnie, o moim zmęczeniu i złym samopoczuciu zaniechałeś współżycia. Potrafiłeś zrezygnować z własnej przyjemności, ponieważ mnie kochasz."

     Opanowanie siebie (czyli posiadanie cnoty czystości) staje się przyczyną wielkiej hojności, z której wypływa głęboka satysfakcja. Szczyt rozkoszy seksualnej, to tylko chwila. Radość w dawaniu zaś trwa. Chwila przyjemności a trwałe szczęście, to dwie zupełnie różne rzeczy!

     I odwrotnie, akt małżeński może dawać zmysłową przyjemność, a przy tym być wyrazem czysto egoistycznego brania: "Chodzi mi nie o ciebie, a jedynie o twoje ciało. Potrzebna mi jesteś tylko jako środek do uśmierzenia namiętności". Seks ma być językiem miłości. Taki jest jego wewnętrzny cel zaplanowany przez Boga. Kiedy nie spełnia go - rani. Jest może przyjemność, ale nie ma radości zjednoczenia z osobą, którą się kocha.

 

     Jesteśmy stworzeni do miłości, spełniamy się przez nią. Ale miłość to nie sprawa kilku minut spędzonych w seksualnej gorączce, to sprawa całego życia. Jeżeli jest dojrzała, seks przestaje i być najważniejszy. Najważniejszy jest dla tych, którzy nie wiedzą, na czym polega prawdziwa miłość. Współżycie bez miłości to zwykła kopulacja. Bez miłości współżyje się z prostytutką, l można nawet mieć chwilę przyjemności, choć i tak wątpliwej jakości, ale nie szczęście.

(Barbara, lat 22)

     Powstają teraz praktyczne pytania, które małżonkowie sobie zadają: "Czy nasze współżycie jest dostatecznie przesycone miłością? Czy jesteśmy wewnętrznie wolni? Czy potrafimy żyć bez ulegania pożądliwości?..." Odpowiedź na te pytania daje zachowanie małżonków w czasie, kiedy normalne współżycie nie jest możliwe, np. w czasie dni płodnych kobiety (oczywiście, o ile nie planuje się potomstwa), późnej ciąży, okresie bezpośrednio po porodzie, dłuższej nieobecności współmałżonka w domu itp.

     Cnota czystości (która - powtórzmy - pochodzi od cnoty miłości) umożliwia powstrzymanie się w tym okresie od wszelkich działań seksualnych. Natomiast osoba, która nie jest wewnętrznie wolna, lecz w jakimś stopniu zdominowana przez pożądliwość cielesną, będzie szukała zastępczych sposobów jej zaspokojenia. Może wtedy dojść do grzechu masturbacji - czy to w samotności, czy też "z pomocą" współmałżonka. Jak wiadomo, masturbacją jest aktem wewnętrznie i poważnie nieuporządkowanym bez względu na to, czy ma miejsce w okresie przedmałżeńskim czy też małżeńskim. Można ją zdefiniować jako takie działanie seksualne, którego jedynym celem jest osiągnięcie pełnego zaspokojenia seksualnego.

     Czytelnicy zapewne rozumieją, co mam na myśli. Nie wszyscy jednak wiedzą, że masturbację można uprawiać na różne sposoby. Np. tzw. "seks oralny", jeśli prowadzi do pełnego zadowolenia, będzie właśnie niczym innym jak tylko masturbacją jednej osoby przez drugą. Stosunek przerywany (tzw. grzech Onana) to onanizowanie się przy pomocy ciała partnerki... O cóż innego może w nim chodzić, jeśli nie tylko o zaspokojenie namiętności? Trudno tu mówić o jakimś "jednoczeniu pragnień, celów, myśli", kiedy trzeba myśleć o tym, żeby na czas przerwać stosunek, bo inaczej może dojść do "katastrofy" (ową "katastrofą" jest poczęcie dziecka).

     Stosunek antykoncepcyjny jest "nowoczesną wersją" grzechu Onana, który też by sobie nałożył prezerwatywę, aby się nie stresować gdyby je wtedy znano i gdyby je miał pod ręką. Albo też namówiłby swoją partnerkę na przyjmowanie jakichś pigułek (choćby miały nawet 20 skutków ubocznych!). Stosunek przy użyciu antykoncepcji może służyć tylko uśmierzeniu pożądliwości, i niczemu innemu choć małżonkowie mogą chcieć, aby był czymś więcej. Czy można mówić w takim wypadku o stapianiu się dwóch w jedno", "akcie całkowitego oddania się sobie", "bezwarunkowej wzajemnej akceptacji"? Przecież przy pomocy swoich działań mówi się partnerowi zupełnie cos innego, a mianowicie: "Twoje ciało jest niebezpieczne, ponieważ grozi ciążą", "mogę zaakceptować cię, ale tylko bezpłodną" itd.

 

     Żona wie, kiedy mąż uprawia masturbację przy pomocy jej ciała. Najtragiczniejsze, że bywa on zadowolony z tego stanu rzeczy, ponieważ myśli, że na tym właśnie polega współżycie. Bagaż doświadczeń jaki wnosi się do małżeństwa, czasami czyni nas kalekami. Tylko ci, którzy nauczyli się od siebie wymagać, przygotowani są do seksualnego współżycia.

(Iza, lat 26)

     Miłość i otwarcie na życie są ze sobą nierozerwalnie związane. Nie można prawdziwie kochać, jeżeli zamyka się na życie. Powiedzieć współmałżonkowi przy pomocy języka ciała: "Jestem gotów mieć z tobą dziecko" to zupełnie coś innego niż powiedzieć mu - Jestem gotów mieć z tobą chwilę rekreacji".

     Niezdolność małżonków do okresowej wstrzemięźliwości świadczy o kryzysie ich miłości, który wcześniej czy później zrodzi gorzkie owoce.

     Odkrycie w sobie słabego punktu me powinno prowadzić do wynajdywania tysięcy usprawiedliwień albo narzekań: na Kościół, księży, Pana Boga. Robi się to tylko po to, aby utrzymać istniejący stan rzeczy. Tymczasem potrzebna jest zmiana. Konstruktywne jest tylko podjęcie wyzwania i przezwyciężenie kryzysu.

     Ważne, zęby nie zadowalać się byle czym, ale myśleć o ideale. Zadać sobie pytanie: "Jak mogłoby wyglądać nasze współżycie nasza miłość, nasze życie małżeńskie gdybyśmy zechcieli popracować nad sobą?" Nieraz tyle zabiegów czynią małżonkowie, aby upiększyć mieszkanie, dom, swój wygląd zewnętrzny... Można także upiększać małżeńską miłość! Każdy powołany jest do prawdziwego szczęścia, pięknej miłości, wielkich rzeczy!

     Rozpocząć trzeba bardzo prosto - od rachunku sumienia, spowiedzi św., uczynienia zdecydowanych postanowień (np. nauczenie się naturalnych metod planowania rodziny).

     Podstawą jest jednak zintensyfikowanie życia duchowego. Pan Bóg musi powrócić na właściwe, tzn. centralne miejsce. Kryzys miłości małżeńskiej wynika przeważnie z kryzysu miłości Boga. Wspólna modlitwa małżonków (m. in. o czystość) odgrywa niezastąpioną rolę. Bez modlitwy me nastąpi w naszym życiu żadna istotna zmiana. Sami z siebie jesteśmy słabi Otaczający świat nie pomaga nam żyć w czystości, a przeciwnie, często zmusza do heroicznych wysiłków, aby żyć zgodnie z Bożą wolą. Potrzeba nam otworzyć się na łaskę i wytrwale współpracować z nią, co na pewno zrodzi dobre owoce.

 

o. Wojciech Mainka - Szwecja


Publikacja za zgodą redakcji

nr 1-2/1998


Zjednoczenie w miłości

     Zdecydowali się na życie we dwoje. Poprosili Boga o błogosławieństwo. Stało się... Są już małżeństwem. Teraz czeka ich radość i trud budowania komunii miłości w wymiarze duchowym, psychicznym i cielesnym. Pismo Święte mówi o małżonkach: "(...) A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela" (Mt 19, 6).

     Tę szczególną przynależność do siebie mąż i żona urzeczywistniają we współżyciu seksualnym, które jest wyrazem największej intymności i bliskości między dwojgiem ludzi.

     Można się zastanowić nad tym, co małżonkowie komunikują sobie poprzez ten akt. Odpowiedzi mogą być różne, zależne od dojrzałości osób i ich miłości.

     Skoncentrujmy się na scenariuszu optymistycznym. A zatem mężczyzna i kobieta wytrwali w czystości przedmałżeńskiej. Przez cały okres swej znajomości budowali porozumienie na różnych płaszczyznach. Poznali swoje zalety i wady, hierarchię wartości, nauczyli się wybaczać, przepraszać i w końcu oddali się sobie, ślubując miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Teraz nadszedł czas ukazania tej jedności. Właśnie współżycie jest jednym z widzialnych znaków przynależności męża do żony i żony do męża. Żona chce powiedzieć poślubionemu mężczyźnie, że w każdej najdrobniejszej cząstce swego człowieczeństwa należy do niego, a mąż pragnie przekonać żonę, że nie ma takiej sfery w jego życiu, której nie chciałby powierzyć ukochanej. Realizują się słowa: Jam twoja, tyś mój. Tyś moja, jam twój. Można powiedzieć, że akt seksualny obrazuje to, co już istnieje, a więc komunię miłości, a jednocześnie, przeżywany w prawdzie, przyczynia się cały czas do pogłębiania tej niezwykłej więzi.

     To wzajemne oddanie stanowi tylko jeden biegun współżycia. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że celem popędu seksualnego, który zmierza do współżycia, jest istnienie gatunku ludzkiego, jego przedłużanie. Porządek natury jest taki, iż przez współżycie człowiek się rozmnaża. Małżonkowie zatem, podejmując stosunki seksualne, wchodzą w ten wymiar rodzenia. Miłość osób, mężczyzny i kobiety, kształtuje się w obrębie tej celowości, niejako w jej łożysku, kształtuje się jakby z tego tworzywa, którego popęd dostarcza (K. Wojtyła: Miłość i odpowiedzialność, Lublin 2001, s. 51). Tak więc znając celowość popędu, mężczyzna i kobieta wybierający małżeństwo jako drogę swojego pielgrzymowania decydują, że chcą służyć przekazywaniu życia, powoływaniu do istnienia nowego człowieka - człowieka, który stanowi swoiste przedłużenie ich własnej miłości. Małżonkowie stają się współtwórcami istoty ludzkiej. Współpracują z samym Bogiem, który stanowi ostateczną instancję i jedyne źródło życia. Wysławiam Cię, że mnie stworzyłeś tak cudownie. Godne podziwu są Twoje dzieła. Oto Ty utworzyłeś moje nerki, Ty utkałeś mnie w łonie mej matki. I dobrze znasz moją duszę, nietajna Ci moja istota, kiedy w ukryciu powstawałem, utkany w głębi ziemi (Ps 139, 13-15). Z ciała męża i żony nie może jednakże zaistnieć duch człowieka. Tutaj niezbędna jest Boża ingerencja.

     Czy to wszystko nie jest wspaniałe? Miłość kobiety i mężczyzny jest płodna, wydaje owoce, które będą trwały w wieczności. Uznanie tej prawdy pozwala małżonkom przeżywać prawdziwą głębię zjednoczenia - głębię, która przyczynia się do ich przybliżania i szczególnego porozumienia na poziomie psychiki, ciała i ducha. Z powyższych rozważań wynika, że we współżyciu spotykają się dwa wymiary: jedność małżeńska i rodzicielstwo. Oba są niezbędne. Pominięcie lub wykluczenie jednego z nich staje się wielkim wypaczeniem tego cudownego aktu. Albowiem stosunek małżeński z najgłębszej swojej istoty, łącząc najściślejszą więzią męża i żonę, jednocześnie czyni ich zdolnymi do zrodzenia nowego życia, zgodnie z prawami zawartymi w samej naturze mężczyzny i kobiety (Paweł VI: Humanae vitae, 12).

     Zapewne każde małżeństwo, podejmując współżycie, chce, aby rodziło ono szczęście i przyczyniało się do pogłębiania więzi pomiędzy mężem i żoną. Zastanówmy się, co może pomóc w takim przeżywaniu aktu seksualnego. Jakie warunki są konieczne do tego, by współżycie dawało radość i przyczyniało się do zbliżania małżonków? Oto niektóre z nich:

 

  • Dojrzałość osobowa małżonków - zakłada istnienie harmonii w poszczególnych sferach życia człowieka, którą się osiąga poprzez podejmowanie trudu życia według wymagań Ewangelii, przez codzienną modlitwę, regularną spowiedź, solidną pracę i umiejętność dobrego odpoczynku, a więc przez systematyczne kształtowanie swojego charakteru, aby stawać się człowiekiem dojrzałym, kierującym się nie egoizmem, lecz miłością Boga i bliźniego. Człowiek dojrzały potrafi kierować swoimi pragnieniami, pobudzeniami, swym popędem seksualnym. Jest w stanie podporządkować wszystkie swoje działania miłości, a więc dobru własnemu i drugiej osoby. Taka postawa chroni przed nadużyciami, przed traktowaniem współżycia jedynie jako źródła przyjemności. Umożliwia roztropne korzystanie z seksualności, polegające także na świadomej rezygnacji ze współżycia w sytuacjach tego wymagających.

     

  • Uznanie prawdy, że człowiek jest szczególną wartością i że jedynym odniesieniem do niego może być miłość. Człowiek jest koroną stworzenia, istotą, która może stanowić o sobie, dokonywać wyborów, która ma wolną wolę. Tylko człowiek został obdarzony życiem duchowym. Jest inny niż pozostałe byty ziemskie - potrafi rozeznać celowość istnienia, poszukuje sensu życia. Temu najwspanialszemu ze wszystkich stworzeń należy się szczególny szacunek. Nigdy nikomu nie wolno traktować drugiego człowieka jako środka do osiągnięcia własnych celów. Wyklucza się w ten sposób hedonistyczne podejście do współżycia, w którym dwoje ludzi traktuje siebie jednie jako przedmiot użycia, źródło osiągnięcia satysfakcji seksualnej.

     

  • Traktowanie sfery seksualnej jako dobrej, czystej, bez kierowania się uprzedzeniami czy zranieniami. Barierę dla osiągnięcia prawdziwej bliskości we współżyciu stanowić może obarczenie sfery seksualnej różnego rodzaju lękami. W poradni rodzinnej miałam przyjemność spotkać młode małżeństwo - wspaniałe i bardzo religijne. Ludzie ci wytrwali w czystości do ślubu, byli pełni miłości i zrozumienia, jednak zamiast obiecanego szczęścia w sferze seksualnej otrzymali przykre doświadczenia. Dlaczego tak się stało? Otóż dziewczyna wyniosła ze swego domu rodzinnego przekonanie, że współżycie jest naznaczone jakimiś szczególnymi ograniczeniami. Podejmując je, bała się, że robi coś grzesznego. To ją blokowało przed pełnym oddaniem się mężowi - do tego stopnia, że każde zbliżenie było dla niej niemiłym przeżyciem. W tej sytuacji wystarczyło tylko odtruć wpojone jej niegdyś szkodliwe poglądy i ukazać prawdziwą naukę Kościoła o ludzkiej seksualności.

     

  • Wyzbycie się lęku przed dzieckiem, czyli uszanowanie podwójnej funkcji aktu małżeńskiego - jedności i rodzicielstwa. Psychologia i psychiatria wyraźnie podkreślają, że lęk jest tym, co uniemożliwia przeżywanie pełnej satysfakcji we współżyciu. Nie jest możliwe pełne oddanie się małżonkowi, jeśli głowę zaprzątają myśli typu teraz dziecka mieć nie możemy. Jak to się skończy? Pełne napięcia oczekiwanie na miesiączkę... Horror... Jeśli małżonkowie pragną przeżyć głębię aktu seksualnego, nie mogą bać się naturalnych "konsekwencji" współżycia (czytaj: dziecka). Prawdą jest, że doskonała miłość usuwa lęk (por. 1 J 4, 18). Dlaczego mamy się bać? Przecież się kochamy i do tego czuwa nad nami Pan Bóg. Jeśli pojawi się dzieciątko, na pewno zostanie przez nas przyjęte, nawet kiedy nie będzie planowane. Taka postawa rodzi pokój wewnętrzny. Ale niestety czasem żona odczuwa strach na myśl o tym, jak mąż zareaguje, gdy się dowie o poczęciu: Gdyby on to zaakceptował, nie bałabym się, ale niestety... Tak się czasami zdarza. Sama spotkałam takie małżeństwo. Postawa męża mogłaby tutaj wiele zmienić. To bardzo przykra sytuacja, kiedy ten, który ma dawać poczucie bezpieczeństwa, nie spełnia swojego powołania, a wręcz przeciwnie - staje się źródełem obaw.

        Oczywiście nie chodzi o to, żeby każdy akt seksualny prowadził do poczęcia dziecka (bywają przecież w życiu takie okoliczności, gdy małżonkowie powinni je odłożyć, a poza tym płodność kobiety jest cykliczna), lecz o to, by świadomie nie niszczyć funkcji prokreacyjnej i nie czynić rozdziału między jednością a rodzicielstwem. Można tu mówić o wewnętrznej zgodzie, o akceptacji dziecka: Wprawdzie nie planujemy poczęcia, ale gdyby dzieciątko się pojawiło, na pewno je przyjmiemy. W przeciwnym razie małżonkowie zachowują się jak ludzie, którzy chcą coś wykraść Bogu; jak eksperymentujący z ogniem, którzy fascynują się jego płomieniem i pragną się doń zbliżyć, ale jednocześnie odczuwają lęk przed poparzeniem.

     

  • Nieustanne budowanie więzi w codzienności - aby małżonkowie mogli przeżywać pełnię współżycia, muszą troszczyć się o swoje relacje każdego dnia. Chodzi tutaj o rozwiązywanie konfliktów, rozmowę, o wzajemną troskę i dawanie sobie widzialnych znaków miłości. Wielkim fałszem jest podejmowanie współżycia, gdy małżonkowie są negatywnie nastawieni wobec siebie, gdy nie pielęgnują miłości poprzez czułość, delikatność, wzajemne zainteresowanie, pomoc i troskę.

     

  • Znajomość własnych potrzeb i pragnień - do czego niezbędne jest prowadzenie przez małżonków ciągłego dialogu oraz wsłuchiwanie się w przeżycia drugiej osoby, jej obawy i radości. Chodzi tu o słuchanie z nastawieniem: Jesteś dla mnie ważna (ważny), chcę wiedzieć, co czujesz.

     

     Podsumowując, można stwierdzić, że przeżywanie pięknej małżeńskiej miłości wymaga podjęcia trudu pracy nad sobą, nieustannego budowania wzajemnych relacji, integracji wszystkich wymiarów człowieczeństwa, porzucenia wszelkich wypaczonych wizji seksualności oraz wyzbycia się egoizmu i lęku. Pan Bóg chciał bowiem, aby współżycie wyrażało rzeczywistą jedność dwojga oraz ich otwartość na dar życia. Nie bójmy się podążać tą drogą. Owocem wierności Bogu jest zawsze głębokie poczucie szczęścia i świadomość, że z Nim budujemy wspólnotę, której nikt i nic zniszczyć nie może.


Anna Borkowska


Publikacja za zgodą redakcji

nr 4-2005



Duch Święty przemienia sferę seksualną

Człowiek stanowi nierozerwalną łączność  ducha i ciała. Duch i ciało przenikają się wzajemnie do tego stopnia, że nie mogą istnieć bez siebie. Cały geniusz chrześcijańskiego spojrzenia na naturę ludzką daje się ująć w dialektycznym stwierdzeniu, że ciało jest tak silnie zjednoczone z duchem, że można je nazwać ciałem uduchowionym, podobnie jak duch jest głęboko zjednoczony z ciałem, że można go nazwać duchem ucieleśnionym

(Jan Paweł II, List do Rodzin 19).

Duch to dynamizm, który wchodzi w ciało, wciela się w nie. Przenika także i zmysłowość. Podobnie także i ciało wnika w ducha i ściśle się z nim zespala. Ciało nie jest nigdy tylko materialne, zmysłowe, ani duch nie jest nigdy tylko niecielesny i ponadzmysłowy. Wzajemne oddziaływanie sprawia, że człowiek, jak mówi święty Augustyn "może uczynić się cielesnym, aż do swojego ducha, albo duchowym aż do swego ciała"1.

Ciało ludzkie objawia wymiar duchowy człowieka, Boską rzeczywistość ukrytą w głębi tego ciała. "Wymiar duchowy człowieka, zwany po grecku pneuma, określa w tradycji biblijnej i chrześcijańskiej dziedzinę zupełnie inną niż psyche, dziedzinę, która nie może być poznana drogą badań właściwych naukom pozytywnym, lecz jedynie drogą doświadczenia duchowego"2. We współczesnym świecie nie chce się uznać, że istnieje jeszcze głębszy wymiar duchowy. "Przy olbrzymich osiągnięciach poznawczych, gdy chodzi o świat materii, a także świat psychologiczny człowieka, w odniesieniu do swego wymiaru najgłębszego, wymiaru metafizycznego, człowiek pozostaje dla siebie istotą nie znaną"3.

Wymiar duchowy przenika cielesność człowieka, jego męskość i kobiecość, obejmuje jego nagość. Nie można go zlokalizować w jakimś ściśle określonym miejscu. Jest on dynamizmem przenikającym wszystko, co stanowi człowieka: principium jakości, które wyraża się poprzez psychikę i ciało, czyniąc je duchowymi. Nie ma on w sobie nic egoistycznego i zaborczego. Cechuje go charakter typowo ofiarniczy, charakter bezinteresownego daru. Popełnione przez człowieka grzechy mogą stłumić jego oddziaływanie. Nie może jednak nigdy zostać unicestwiony. Zawsze istnieje w głębinach osobowości człowieka. Jest "miejscem" najbardziej intymnym, w którym nieustannie przebywa Duch Święty. Gdy człowiek spotyka się z Bogiem, wzrasta moc tego dynamizmu. Coraz wyraźniej obejmuje ludzką psychikę i ciało. Gdy zostanie uwolniony, rozbraja mechanizmy obronne, leczy psychiczne rany, które ograniczają wolność człowieka, zamykają go. Otwarcie się na oddziaływanie ducha jest wejściem w dynamizm daru. Z tego najbardziej głębokiego źródła naszej istoty wypływa zdolność kochania. Oznacza to pojawienie się nowego sposobu życia ciała. Stać się duchowym, to żyć swoim ciałem jako darem.

Pod wpływem wiary dynamizuje się proces dojrzewania człowieka. "Wiara, w chwili jej wyrażania, ustanawia styk z Bogiem, co pozwala w danym momencie na zaowocowanie łaski nie tylko w intelekcie, ale również w woli i w pozostałych władzach, z władzami cielesnymi włącznie"4. Oznacza to wpływ wiary na funkcjonowanie całego organizmu, ze sferą seksualną włącznie. Człowiek w nowy sposób patrzy na świat. Osądza już wedle Bożej prawdy. Mądrość, którą otrzymuje w spotkaniu z Bogiem, jest różna od wiedzy zdobytej pod wpływem nauki. Jest darem, dzięki któremu rozum oświecony przez Ducha Świętego ma rozeznanie nadprzyrodzone, tzn. takie, które przekracza jego własne możliwości. "Bóg udziela mu tutaj swego światła, dzieli się z nim niejako swoją wiedzą o rzeczywistości, o tym porządku, jaki powinien panować w świecie stworzonym. Pozwala to rozumowi lepiej określić zasady postępowania dla człowieka, lepiej go niejako ustawić w całym porządku świata. To lepsze ustawienie łączy się z awansem całej natury, łaska uświęcająca daje bowiem człowiekowi uczestnictwo w naturze Boga, a w konsekwencji w życiu Bożym. (...) Ten sposób bytowania i działania przenika naturę, niejako ukrywając się w niej, w jej potencjalności. (...) W miarę jak łaska zostaje zasymilowana przez tę naturę oraz przez całe działanie, które z natury wypływa, staje się niejako coraz bardziej własnym sposobem bytowania i działania człowieka. I tu właśnie leży fundament tego, co nazywa się moralnością chrześcijańską"5.

W miarę postępowania procesu asymilacji łaski przez naturę małżonkowie odkrywają tajemnicę świętości aktu małżeńskiego, obecność Boga w ich zjednoczeniu cielesnym i w dziecku, które się poczęło w wyniku współpracy z Nim. W małżeństwie osobiste przeżycie Boga nie zostaje nigdy oderwane od przeżywania swojej płciowości, która "określa mężczyznę i kobietę nie tylko w płaszczyźnie fizycznej, ale także psychicznej i duchowej"6. Płciowość jest trwale wpisana w przeżycie psychiczne i duchowe człowieka. Chrześcijanin, który rozwija się duchowo, uczy się coraz bardziej świadomie i we właściwych proporcjach przeżywać swoją płciowość, włączając ją coraz pełniej w swoje doświadczenie spotkania z Bogiem. Ludzka płciowość wraz z rozwojem życia duchowego nie odrywa się więc od Boga, ale jest w pełni wprzęgnięta w zjednoczenie z Nim. Zyskuje pełną dojrzałość jako wyraz miłości człowieka do Boga.

Dotknięcie tej tajemnicy, choćby bardzo krótkotrwałe, zmienia jednak świadomość człowieka do tego stopnia, że jest gotowy popatrzeć w nowy sposób na wymagania moralności katolickiej. Wymagania te są wyrazem afirmacji, a nie potępienia lub negacji ludzkiego ciała i seksualności. Prowadzą zaś do afirmacji jeszcze dojrzalszej, jeszcze bardziej pogłębionej. Postawy i zachowania seksualne określane przez naukę Kościoła jako moralne, są tymi postawami i zachowaniami, które rzeczywiście i skutecznie przyczyniają się do prawdziwego rozwoju osobowego małżonków, prowadzą do ich zbliżenia i zjednoczenia się z Bogiem. Nieład moralny jest zaś przeszkodą, którą małżonkowie stawiają Duchowi Świętemu i swojej miłości. Z powodu grzechu nie może On w pełni przeniknąć splecionych w miłosnym uścisku ciał małżonków. Powyższe stwierdzenia są ważne dla wyjaśnienia źródła wielu krytycznych opinii, nie akceptujących propozycji życia, jaką przedstawia chrześcijaństwo. Uświadamiają, że problem krytyki nie leży po stronie rzekomo już nieaktualnego nauczania Kościoła, ale po stronie krytyków, którzy nie są w stanie przekroczyć choćby progu objawionej rzeczywistości. Z tego powodu nie są zdolni do właściwej oceny sensu nauki Kościoła.

Święty Grzegorz z Nyssy pisze: "Czystość, wolność od wad i pożądań oraz porzucenie wszelkiego zła należą do natury Bożej. Jeśli to wszystko jest w tobie, z pewnością Bóg jest w tobie"7. Jan Kasjan nazywa ten stan integritas - integracją. "Nie chodzi tutaj o stan, w którym ludzkie namiętności zostałyby unicestwione, lecz przeciwnie - o stan, w którym odzyskałyby swą początkową integralność. Ta integralność to pierwotny stan duszy, kiedy nie była ona jeszcze zraniona przez szarpiące ją we wszystkich kierunkach namiętności. Siły i pragnienia duszy, które pierwotnie zostały wypaczone przez grzech (...), odnajdują swoją jedność. Człowiek znowu może być cały dla Boga"8. Dokonuje się zjednoczenie dynamizmów ducha i ciała. Bardzo głęboka przemiana ludzkiej natury - dar zbawienia - może się dokonać tylko dzięki Jezusowi Chrystusowi, który w tym celu przyszedł na ziemię, na krzyżu oddał swoje życie, przez zmartwychwstanie zwyciężył grzech i wysłał do serc wierzących Ducha Świętego.

Moc Ducha Świętego ustanawia w człowieku nową relację do Boga i do drugiego człowieka. Chrześcijanie są świadkami faktu, że żaden psychoterapeuta nie jest w stanie tak głęboko wejść we wnętrze człowieka, jak może to zrobić Duch Jezusa Chrystusa, który swoją łaską skutecznie penetruje miłość małżeńską. Słowo Boże, porównywane w Ewangelii metaforycznie do ziarna lub nasienia (po grecku: sperma), wnika w duszę słuchacza i wydaje owoc. Nie tylko wyzwala małżonków z poczucia bezsensu życia, samotności i izolacji, ale potrafi natchnąć ich nowym sensem i pasją życia. Pierwotna intuicja wiary nawołuje do podjęcia współpracy z Duchem Świętym w celu wprowadzenia doświadczeń związanych z aktywnością seksualną na wyższe, ponadbiologiczne poziomy przeżywania; nawołuje do głębokiej integracji sfery cielesnej z psychiką i duchowością człowieka; w poruszeniach ciała odkrywa istnienie coraz bardziej złożonych przeżyć psychicznych i stanów duchowych. W ten sposób zostaje przywrócona seksualności jej pełna godność. Staje się znakiem prawdziwej miłości osób.

Analiza zjawisk, które zachodzą w sferze płciowej, "prowadzi do podstawowego odkrycia: podobnie jak na globie ziemskim zasadniczym źródłem różnorodnych postaci energii jest energia słoneczna, tak też energia duchowa jest pierwotnym źródłem zasilania generatora warunkującego dynamikę sfery seksualnej. Trzeba by zatem dokonać rewolucji kopernikańskiej: to nie duch kręci się wokół sfery seksualnej (...), lecz przeciwnie, to sfera seksualno-cielesna PRZEMIENIA SIĘ, by wyrazić to, co osobowe i duchowe"9. Jeszcze inaczej tę myśl wyraża S. Olejnik, który stwierdza, że "duch ludzki potrafi dźwignąć ontycznie (w płaszczyźnie bytu) i aksjologicznie (w płaszczyźnie wartości) na wyższy poziom bios, swą cielesność, a w niej i przez nią materię, nadając im głębszy sens, większą autonomię i wyższą wartość"10. Gdy biologia ulega przebóstwieniu, przeżycie erotyczne zostaje włączone w dogłębne doświadczenie religijne.

Odkrycie mocy ducha silnie powiązanego z ciałem pociąga za sobą nowe spojrzenie na ludzką cielesność. Ciało ludzkie małżonków staje się znakiem sakramentalnym, który pozwala odkryć niewidzialną tajemnicę. Ciało przestaje być traktowane jedynie jako zespół tkanek, narządów i funkcji; przestaje być oceniane na równi z ciałem zwierząt, ale staje się ciałem osoby, która poprzez to ciało objawia się i wyraża. Współczesna psychologia wskazuje, jak wielką rolę w przeżyciach i zachowaniach seksualnych odgrywają wyższe procesy psychiczne. Procesy te wpływają na selektywność spostrzegania bodźców erotycznych, na afektywność seksualną, a nawet na funkcjonowanie biologicznego systemu związanego z seksualnością. W świetle tej wiedzy nie można traktować zachowań seksualnych człowieka jako przejawów instynktu seksualnego, prostego mechanizmu cielesnego. Nie można oderwać ciała od psychiki i ducha. Trzeba jasno powiedzieć, że wszystkie gesty ciała uczestniczą na swój sposób w jedynej w swoim rodzaju aktywności, jaką jesteśmy my sami. "Seksualność człowieka cechuje daleko idąca specyfika, która zasadniczo sprowadza się, między innymi, do tego, że seksualność nie jest tylko uzależniona - jak to się jeszcze często twierdzi - od popędu biologicznego. Nie jest ona także odruchową lub emocjonalną reakcją. U prawidłowo rozwiniętego człowieka sfera psychospołeczna odgrywa w przejawianiu się seksualności bardziej decydującą rolę aniżeli biologiczna. Dzieje się tak głównie dlatego, że jak dowiedziono, u człowieka mózg, a szczególnie ośrodki korowe mają większy wpływ na zachowania seksualne aniżeli hormony"11. Informacja wskazuje, że zachowania i przeżycia seksualne są zależne przede wszystkim od światopoglądu, religii, kultury, zwyczajów, charakteru danego człowieka. Dlatego nie można oddzielać seksualności "od innych aspektów życia małżeńskiego, a więc emocjonalnego, intelektualnego i kulturalnego, a przede wszystkim szeroko rozumianej osobowości"12. Twierdzenia nie przeczą istnieniu instynktu płciowego, zakorzenionemu w chemii naszego ciała. Można go określić jako korzeń wszystkich form zachowania seksualnego. Proces uduchowienia płciowości i życia seksualnego małżonków jest cały czas "zakotwiczony w fizjologicznych funkcjach ustrojowych: następuje przemieszczenie aktywności z obszarów odruchowości warunkowej na obszary czynności ośrodkowego układu nerwowego, w którym kształtują się procesy poznawcze, oceny i wyobrażenia: to właśnie nazwiemy uwewnętrznieniem"13. Człowiek więc ma świadomość instynktownych poruszeń ciała. Nie zmienia to jednak faktu, że może panować nad nimi i nadawać im głębszy sens w stopniu zależnym od swojego rozwoju duchowego i psychoseksualnego. "W życiu doczesnym panowanie ducha nad ciałem - i równocześnie podporządkowanie ciała duchowi - może stać się, jako owoc wytrwałej pracy nad sobą, wyrazem duchowo dojrzałej osobowości, nigdy jednakże owo przeniknięcie sił ciała energiami ducha nie usuwa samej możliwości wzajemnego ich przeciwstawienia"14. Reakcje seksualne są więc ściśle powiązane z innymi aspektami osobowości człowieka. Osobowość determinuje szczególny sposób zaspokojenia instynktu seksualnego, nie determinuje zaś instynktu jako takiego.


1 P. Evdokimov, La connaissance de Dieu selon la tradition orientale, Paris 1988, s. 29.
2 H. Lubac, O naturze i łasce, Kraków 1986, s. 83.
3 Jan Paweł II, List do rodzin, nr 19.
4 W. Giertych, Spowiedź małżonków, "W drodze" 1(293)1998, s. 16.
5 K. Wojtyła, Elementarz etyczny, Wrocław 1982, s. 44-45.
6 Kongregacja do spraw wychowania, Wytyczne wychowawcze w odniesieniu do ludzkiej miłości nr 5.
7 Liturgia Godzin, Poznań 1982, T. III, s. 339.
8 A. Louf, W rytmie łaski, s. 87.
9 W. Fijałkowski, Seks okiełznany? Twórcze przeżywanie płci, Wrocław 1991, s. 13-14.
10 S. Olejnik, Etyka lekarska, Katowice 1995, s. 23.
11 J. Rostowski, Zarys psychologii małżeństwa, Warszawa 1987, s. 273.
12 J. Rostowski, Zarys psychologii małżeństwa, s. 275.
13 W. Fijałkowski, Seks okiełznany, s. 20.
14 Jan Paweł II, Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Chrystus odwołuje się do zmartwychwstania, s. 29.

 
   
Przycisk Facebook "Lubię to"  
 
 
Łącznie stronę odwiedziło już 29771 odwiedzający
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja