MIŁOŚĆ - MAŁŻEŃSTWO - RODZINA
 
  Strona Główna
  Przyjaźń
  Miłość
  => Miłość narzeczeńska
  => Miłość małżeńska
  => Miłość rodzicielska
  => Cytaty, aforyzmy
  Małżeństwo
  Rodzina
  Poezja Serca
  Poezja religijna
  Galeria
  Księga gości
  Kontakt
  Licznik
Miłość małżeńska

Miłość małżeńska

 

     Miłowanie jest podstawowym i wrodzonym powołaniem każdego człowieka. Dlaczego? Dlatego, że każdy człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo Boga, który sam jest miłością. Jesteśmy szczęśliwi tylko w takim stopniu, w jakim realizujemy to powołanie. Ojciec Święty Jan Paweł II stwierdził jeszcze dobitniej: "... człowiek nie może żyć bez prawdziwej miłości" (Sandomierz, 12.06.1999). Człowiek nie może żyć bez prawdziwej miłości! A cóż dopiero powiemy na słowa św. Jana: "... kto zaś nie miłuje, trwa w śmierci" (1 J 3, 14).

     Co to jest ta "prawdziwa miłość"? Jak ją zdobyć skoro od niej zależy moje szczęście, skoro bez niej nie można żyć? Miłuję albo trwam w śmierci? Poświęcamy tym pytaniom, jakże istotnym, bardzo mało poważnej refleksji. Dzisiejszy człowiek zdaje się uważać za jedyne poważne zajęcie s woj ą pracę. Po pracy zaś poszukuje rozrywki. W tym rytmie spędza swój czas. Refleksja nad najważniejszymi sprawami jego egzystencji stoi poza tym rytmem. Człowiek mało interesuje się tym, jaki jest i jaki mógłby być, bardziej interesuje go, ile ma i ile mógłby mieć. Mniej poszukuje prawdy o sobie i swoim życiu, poszukuje raczej prawdy o rzeczach. Zawsze gotów doskonalić rzeczy, niechętnie zaś doskonali siebie... Wszystko to znajduje wyraz w jakości życia. Coraz więcej mamy, ale posiadanie nie jest gwarancją szczęścia.

     Miłość kojarzy się wielu z sentymentalizmem, z jakimiś przedwojennymi romansami. Jakiż to prawdziwy mężczyzna miałby zajmować się takimi głupstwami. Miłość w opinii zwłaszcza niektórych mężczyzn to głupstwo. Liczą się konkrety. Innym znowu miłość kojarzy się nierozerwalnie z seksem. Miłość to seks, seks to miłość, tam gdzie seks, tam miłość, tam gdzie miłość, tam seks. Takie niezwykle prymitywne skojarzenia buduje bezustannie w naszej świadomości i podświadomości masowa kultura z TV na czele. Jakże chętnie poddajemy się tej indoktrynacji!

     Skoro nasze szczęście tu na ziemi i w wieczności zależy od tego, jak rozumiemy i jak realizujemy miłość, Zły, "ojciec kłamstwa" (J 8, 44), będzie się oczywiście wysilał, żeby zafałszować prawdę o niej. Musimy się z tym liczyć. Odkrycie znaczenia "prawdziwej miłości" nie jest łatwe. Stanie się zaś kochającym człowiekiem jeszcze trudniejsze. A jest to najważniejsze zadanie, które stoi przed każdym z nas.

     Co to jest miłość?... Najczęściej literatura duchowa definiuje miłość jako troskę o dobro, czynienie dobra drugiej osobie. Różne są więc rodzaje miłości: rodzice kochają swoje dzieci, miłuje się rodzeństwo, przyjaciół, nauczyciel - uczniów, lekarz - pacjentów. Mamy nawet miłować naszych nieprzyjaciół, czyli czynić im dobro. Przede wszystkim zaś - niewidzialnego Boga. Nasza miłość do Niego wyraża się w pełnieniu Jego przykazań: "... miłość względem Boga polega na spełnianiu jego przykazań" (l J 5,3) - pisze św. Jan.

     Nie można jednak w tych rozważaniach pominąć kwestii uczuć, na pewno zaś, kiedy mówimy o miłości małżeńskiej. Uczucia nie są bez znaczenia, przeciwnie odgrywają bardzo ważną rolę, na co zresztą wskazuje sam św. Paweł: "I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał" (1 Kor 13, 3).

     Małżeństwo zostało zaplanowane przez Boga jako wspólnota miłości, a więc w konsekwencji źródło szczęścia dla współmałżonków. Źródło pełni życia, rozwoju. Dlaczego więc zdarza się, że staje się źródłem cierpienia, upokorzenia, degradacji, pomniejszenia - zupełnie odwrotnie niż w Bożych planach. Winna jest instytucja małżeństwa? Czy Pan Bóg się pomylił? Coś źle zaplanował? Coś trzeba może zmienić, udoskonalić?... Wprowadzić np. rozwody? Wszystko jest zaplanowane doskonale. Zawodzi natomiast człowiek. Sami ludzie budują sobie przedsionek piekła, tam gdzie mogliby zbudować sobie przedsionek nieba.

     Miłość między kobietą i mężczyzną prowadząca do małżeństwa i w małżeństwie jest specyficzną formą miłości. Bóg stworzył w mężczyźnie i kobiecie fundament do najbardziej zażyłego, najbardziej intymnego ze wszystkich ziemskich związków. Kobieta i mężczyzna bowiem są dwoma uzupełniającymi się typami osób. Różnią się nie tylko fizycznie, ale i psychicznie i duchowo, w taki sposób, że w zlaniu się tych uzupełniających się cech znajdują swoją pełnię. Szukają tej pełni. Generalnie rzecz biorąc, kobieta jest atrakcyjna dla mężczyzny i odwrotnie, na płaszczyźnie duchowej, psychicznej, na każdej płaszczyźnie nie tylko fizycznej. Kobieta i mężczyzna są stworzeni dla siebie. Ale, aby taka wspólnota dusz, serc i ciał mogła się urzeczywistnić, małżonkowie nie mogą żyć tylko "z" sobą, ale "dla" siebie. Nie dwa zamknięte indywidua dzielące może tylko mieszkanie i łoże, ale dwie osoby zwrócone do siebie, otwarte na siebie i żyjące dla siebie. Miłość (właśnie ta emocjonalna) uzdalnia do stworzenia takiej wspólnoty, w niej się tworzy. Uzdalnia, ponieważ wynosi ponad własny egoizm.

     Jak powstaje owa "prawdziwa miłość", która "...cierpliwa jest, łaskawa... nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego..." (1 Kor 13, 4-6), itd.? Jest ona przede wszystkim reakcją na wartości, które druga osoba nosi w sobie: dobroć, łagodność, opanowanie, czystość, hojność, pracowitość, wiarę, itp. Jest zachwytem nad pięknem osoby, a jest ona piękna przez te właśnie wartości. Jeżeli ów zachwyt dotyczy głównie piękna fizycznego, miłość będzie płytka.

     Trzeba w tym miejscu wyraźnie rozróżnić między "zachwytem nad pięknem fizycznym", a pożądaniem. Miłość i pożądanie to dwie wzajemnie przeciwstawne rzeczy. Tam, gdzie jest pożądanie, nie ma miłości. I tam, gdzie faktycznie istnieje miłość, nie ma pożądania, choć jest pragnienie fizycznego zjednoczenia z umiłowaną osobą. Bardzo ważne jest uświadomienie sobie tej różnicy. Prawdziwa miłość wzbudza szacunek i rycerskość w stosunku do ukochanej osoby, czyni osobę, która kocha, pokorną, delikatną, czystą, łagodną, wynosi - jak powiedzieliśmy - ponad własny egoizm. Pożądanie jest egoizmem. Miłość, która przecież "... nie dopuszcza się bezwstydu" (1 Kor 13,6), nie ma więc nic wspólnego z seksualnym uzależnieniem Casanowy. Jego wyczyny są w istocie profanacją miłości.

     Każdy człowiek jest niepowtarzalny. Stwórca nie powtarza się. Indywidualny urok i piękno jakiejś osoby dotyka w jedyny w swoim rodzaju sposób drugą osobę, która zaczyna miłować. Wyświechtane nieco powiedzenie: "Jesteśmy dla siebie przeznaczeni" bardzo autentycznie przeżywane. Powinno nawet być przeżywane. Trzeba odnaleźć i zostać odnalezionym przez tę osobę, którą Bóg dla mnie stworzył i przeznaczył, a mnie dla niej. Albo mówiąc inaczej, tę osobę, z która uzupełniam się duchowo, osobowościowe, w swoich najgłębszych planach i pragnieniach jak z żadną inną. Najbardziej godnym motywem zawarcia małżeństwa jest miłość, która wypływa z przekonania, że zawieram związek małżeński z kimś, kogo Bóg przeznaczył mi i że ja jestem kimś, kogo Bóg przeznaczył dla tej osoby. Autentyzm tej miłości i tego przekonania należy oczywiście sprawdzić, upewnić się w tym przeświadczeniu. Konieczna jest więc refleksja, namysł. Niezbędna jest modlitwa. Jakże podstawową rzeczą jest modlitwa o dar rozeznania, czy jak zwykło się mówić "o dobrego męża, żonę". Jakże ważne jest pytanie do Boga: "Czy to jest ta osoba, którą mi przeznaczasz". Tylko w takim zaplanowanym przez Boga związku, małżonkowie będą czuli się "na swoim miejscu". Tylko taki związek ustanawia więź nieskończonej bliskości, głębi, czułości, której nie da się osiągnąć z żadną inną osobą. Miłość małżeńska z natury skierowana jest ku jednej osobie. Całkowite oddanie się i przyjęcie oddania możliwe jest tylko między jednym mężczyzną i kobietą. Przyjaźnienie się kilkoma osobami nie stoi w sprzeczności z zasadą przyjaźni. Ale nie jest możliwe, aby mężczyzna kochał miłością małżeńską więcej niż jedną kobietę, a kobieta więcej niż jednego mężczyznę. Mogą żywić do siebie jakieś uczucia, lecz nie będzie to miłość małżeńska. I jeżeli ktoś mówi: "Teraz kocham tę kobietę, ale nie wiem, czy będę ją kochał później" także nie kocha miłością małżeńską. Wyłączność (tylko ta osoba i żadna inna) i pragnienie nierozerwalności związku (tylko ta osoba i na zawsze tylko ta), leżą w naturze miłości małżeńskiej.

     Istnienie takiej miłości, czyni małżeństwo pożądanym, ale nie ustanawia obiektywnego związku. Wspólnota miłości kobiety i mężczyzny staje się obiektywną rzeczywistością w chwili zawarcia małżeństwa. Po okresie namysłu, rozeznania i przygotowania narzeczeni decydują się na oddanie się sobie w sposób ostateczny, nieodwołalny i całkowity, biorąc na świadków szczerości tej decyzji Boga, przedstawiciela Kościoła i reprezentantów wspólnoty, w której żyją. Nie jest to decyzja podjęta pod wpływem chwili, nagłego przypływu uczuć, itp., ale rozumne postanowienie. Tę decyzję dopełniają małżonkowie przez najbardziej intymne, fizyczne zjednoczenie. Jedność dusz i serc zostaje potwierdzona i dopełniona w jedności ciał. W zamyśle Boga akt seksualny oznacza ostateczne, nieodwołalne, całkowite oddanie się sobie mężczyzny i kobiety. Ostateczne czyli na zawsze. Całkowite czyli na każdej płaszczyźnie. Może być takim tylko wtedy, gdy wcześniej odkryli pragnienie takiego oddania - całkowitego i na zawsze i ślubowali je sobie. Dla osoby, która rozumie istotą miłości małżeńskiej horrorem jest współżycie przedmałżeńskie, zdrada małżeńska (współmałżonka albo swoja) czy tzw. "małżeństwo na próbę".

     Związek małżeński rozpoczyna się w chwili złożenia przysięgi, wyrażającej nieodwołalną decyzję miłowania współmałżonka. Powie ktoś, że uczuć nie możemy obiecać. Uczucia przychodzą, odchodzą, zmieniają się. Słusznie! Musimy jednak pamiętać o dwóch rzeczach: po pierwsze - miłość to nie tylko emocje, po drugie zaś - emocjonalna relacja małżonków do siebie nie jest zupełnie niezależna od ich woli. Przysięga małżeńska jest zobowiązaniem do chronienia i pielęgnowania tej miłości, którą małżonkowie żywią do siebie w chwili zawarcia małżeństwa. To mogą zrobić, to zależy od ich woli.

     Miłość - jak każda wielka wartość -narażona jest na niebezpieczeństwo utraty. Może nawet zdegenerować się do jakiegoś towarzyskiego układu, w którym małżonkowie świadczą sobie pewne usługi dla własnej egoistycznej wygody. Małżonka może być nawet traktowana jak służąca i kurtyzana, w zamian za status małżeński i większe lub mniejsze kieszonkowe. Co gorsza jeszcze bywa, że dzieje się to pod szyldem sakramentalnego małżeństwa. Cóż za monstrualna profanacja miłości i Sakramentu! Cóż za tryumf szatana. Motywacje do trwania w związku małżeńskim bywają bardzo różne. Nawet na pierwszy rzut oka "dobre małżeństwa" mogą kierować się bardzo niskimi pobudkami, nie mającymi z miłością Boga czy współmałżonka nic wspólnego. Pan Bóg powołuje nas. pragnie dla nas wielkich rzeczy i chce nam pomóc w osiągnięciu wielkich rzeczy! Czy wielu jednak odpowiada na to wezwanie?

     Miłość jest trudnym zadaniem dla współmałżonków, dlatego potrzebują łaski czyli pomocy Boga, która płynie z Sakramentu Małżeństwa, ale fakt ten nie zwalnia z osobistego wysiłku. Tutaj nic nie dzieje się "automatycznie", jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wystarczy stanąć przed ołtarzem, wypowiedzieć formułkę i już mamy gwarancję, że wszystko będzie układać się jak w bajce. Nie! Trzeba współpracować z łaską.

     Jakie są największe zagrożenia dla miłości małżeńskiej?

     1. Brak świadomości, że jest ona zadaniem i to całego życia. Ślub to nie koniec drogi, jakieś przybicie do portu przeznaczenia. Jest to koniec pewnego etapu, a początek nowego, pięknego, ważnego, ale wcale nie łatwego. Rozpoczęte wspólne życie, różnice charakterów, przyzwyczajeń i gustów, trudności materialne, obowiązki rodzicielskie - wszystko wymaga stałego opanowywania egoizmu a rozwijania tego, co wspólnotę małżeńską konsoliduje: wyrozumiałość, cierpliwość, zaufanie, solidarność, bycie razem w chwilach trudnych, przechodzenie ponad drobnymi nieporozumieniami, które niesie codzienność.

     Ilu młodych małżonków zadaje sobie poważnie pytanie: "Co buduje naszą wspólnotę?", "Co mogę zrobić w tej kwestii?". Dosyć powszechnie uważa się jedynie, że współżycie seksualne buduje miłość. Nie! Seks może budować, ale może także niszczyć, degenerować związek małżeński. Buduje, jeżeli we współżyciu małżonkowie kierują się zasadami etycznymi, niszczy, kiedy nie czynią tego.

     Miłość wymaga przede wszystkim pracy nad sobą. (Praca nad urządzaniem się, nie jest najważniejsza). A więc umacniania i pomnażania tych wartości, które kiedyś wzbudziły miłość współmałżonka. On kocha to dobro! Jeżeli wyblaknie, wyblaknie i miłość.

     W pracy nad sobą najbardziej pomaga sakrament pokuty. To najskuteczniejszy środek w usuwaniu wad. Miłość wiąże się z wiarą. Rzeczywiście: "Bez Boga ni do proga"! Jakże mógłby człowiek, który regularnie spowiada się i poważnie traktuje spowiedź, czego wyrazem jest praca nad sobą, traktować równocześnie współmałżonka jak "przedmiot kupiony w sakramencie małżeństwa" ?

     2. Brak świadomości zagrożeń miłości małżeńskiej. Przede wszystkim każdy grzech jest takim zagrożeniem, ponieważ osłabia, albo nawet zrywa więź z Bogiem, źródłem miłości: "... miłość jest z Boga..." (1 J 4, 7) - pisze św. Jan. Trwanie w grzechu degeneruje miłość małżeńską. Antykoncepcja, która jest poważnym grzechem, stanowi równocześnie poważnie niebezpieczeństwo dla miłości małżeńskiej. Fakt, że 50% małżeństw stosujących środki antykoncepcyjne rozwodzi się, jest konkretnym na to dowodem.

     Zwróćmy uwagę, że trwanie w grzechu jest skutkiem innego grzechu - braku pielęgnowania swojej wiary, jest owocem słabej wiary. Wiara wymaga również pracy tak, jak miłość, tak, jak każda wielka wartość. Także wiara może zdegenerować się do jakiejś deklaracji (bez pokrycia), że Pan Bóg istnieje, składanej lub nie, w zależności od istniejącej koniunktury. Boga trzeba poszukiwać, co wymaga osobistego wysiłku. Wiara nie rozwinie się bez systematycznej modlitwy, medytacji, wyciszenia się, lektury, sakramentów. Wiara to spotykanie Chrystusa, rozmowa z Nim, życie z Nim i dla Niego, czyli według Jego zasad.

     Wiara przemienia miłość. Związek ludzi żyjących żywą wiarą różni się radykalnie od najbardziej nawet szlachetnego związku, w którym jeden małżonek widzi drugiego tylko w ramach porządku naturalnego. Przepaść różni te dwa związki! Dopóki nie dostrzeżemy samego siebie i drugiej osoby, jako stworzonej na obraz Boga, posiadającej duszę nieśmiertelną i zmierzającej do życia wiecznego, nie pojmiemy prawdziwej godności i wielkości człowieka. Taka świadomość nadaje miłości nową głębię, nową perspektywę. Wszystko nabiera nowego znaczenia. Teraz kocha się współmałżonka nie ze względu na jakieś drugorzędne czy nawet egoistyczne motywy, ale ze względu na miłość Boga, w Nim, czyli "prawdziwą miłością". W przenikniętej wiarą miłości pragnienie dobra współmałżonka, zostaje podniesione do pragnienia jego zbawienia wiecznego. Współpraca we wzajemnym uświęceniu się z myślą o życiu wiecznym staje się centrum miłości małżeńskiej, wynosząc ją ponad miłość ziemską. Św. Jan Chryzostom tak opisuje tę miłość: "Wziąłem cię w swoje ramiona i kochani bardziej niż moje życie. Albowiem życie obecne jest niczym, a moim najgorętszym pragnieniem jest przeżyć jeż tobą w taki sposób, abyśmy mieli pewność, że nie będziemy rozdzieleni i w tym życiu, które jest dla nas przygotowane..." Jaki szacunek musi przenikać miłość małżeńską, kiedy małżonkowie są świadomi tej tajemnicy. Czy mógłby małżonek tak wierzący "wykorzystywać seksualnie żonę"? Czy mógłby uczynić jej życie "koszmarem"? Czy mógłby traktować przysięgę małżeńską złożoną Bogu na zasadzie: "Przysięga to jedno, a życie to zupełnie coś innego"? Tego nie zrobiłby nawet człowiek, który choć odrobinę boi się Boga.

     Na zakończenie kilka myśli trochę na marginesie. Czy można się uchronić od nieszczęśliwego związku małżeńskiego? Z pewnością w dużym stopniu. Oto pięć podstawowych zasad, od których przemyślenia i zastosowania bardzo wiele może zależeć:

     1. Pielęgnować swoją wiarę i w wierze doskonalić siebie. Im lepsi jesteśmy, tym bardziej też kochani. Podobamy się nie tylko Bogu (i to powinien być pierwszy cel naszego dążenia do doskonałości) ale i ludziom. Im człowiek doskonalszy, tym też głębiej i prawdziwej potrafi kochać.

     2. Stale modlić się o dobrego męża, pamiętając, że nie zwalnia to od własnego myślenia i oceny. Pierwszy chłopak okazujący mi zainteresowanie i do którego żywię jakieś uczucia, nie musi być akurat tym, którego Pan Bóg mi przeznacza.

     3. Nie rozpoczynać "chodzenia z kimś", zbyt wcześnie, ale dopiero wtedy, kiedy wiek pozwala na poważne myślenie o małżeństwie i kiedy pojawia się poważne pragnienie założenia rodziny. Trzeba dać sobie czas na dojrzewanie. Im człowiek mniej dojrzały, tym większą ma skłonność do robienia głupstw, za które przychodzi później gorzko płacić.

     4. Zachowywać bezkompromisowo czystość przedmałżeńską. Postępowanie chłopaka na tym obszarze jest bardzo czułym wskaźnikiem, jaki jest i czy rzeczywiście kocha. Miłość "... niedopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego..." (1 Kor 13,5). Namowy, przekonywania, natarczywość, szantaże świadczą o tym, że mamy do czynienia z człowiekiem nieopanowanym albo nawet uzależnionym seksualnie. Coraz więcej jest niestety takich mężczyzn. To zły kandydat na męża. Istnieje ryzyko, że będzie "wykorzystywał seksualnie żonę". Tam, gdzie pożądanie zniewala człowieka, nie ma szans na prawdziwą miłość.

     5. Trzeba zadać sobie pytanie, czy mężczyzna, który ma być moim mężem jest rzeczywiście człowiekiem wierzącym. To pytanie do siebie a nie do niego. Łatwo dostrzec, czy wiara jest żywa, albo pozostaje tylko deklaracją. Zwłaszcza modlitwa świadczy o żywej wierze. Jeżeli szczerze modli się, chodzi też z pewnością do spowiedzi i pracuje nad sobą.

     A co zrobić, jeżeli już ktoś żyje w nieudanym związku małżeńskim? Przede wszystkim nigdy nie tracić nadziei na zmianę i ufnie prosić Boga o tę zmianę, dla Niego przecież nie ma nic niemożliwego.

 

Jan Bilewicz


Publikacja za zgodą redakcji


nr 9-10/1999

Powszednie gesty miłości

     Pełna miłość małżeńska szuka różnych form wyrazu. Małżonkowie wyrażają swoje uczucia bez specjalnie wybranego czasu i miejsca. Wzajemne odnoszenie się do siebie męża i żony to coś więcej niż przejaw dobrego wychowania czy czegoś, co nazwiemy kulturą bycia ze sobą. Ton wypowiedzi, przelotny uśmiech, spojrzenie, porozumiewawcze mrugnięcie okiem, przytulenie się, pogłaskanie, uścisk, spacer pod rękę to gesty, które mówią o małżeńskiej miłości, które tworzą atmosferę życia w rodzinie i w domu. Gesty dla nas, ale również dla naszych dzieci. Niech one widzą, że rodzice się kochają i wyrażają to wobec siebie w taki właśnie sposób.

     Można być dobrze wychowanym, umieć powiedzieć: dziękuję, przepraszam, ale można to robić bez cienia życzliwości, serdeczności, bez uczucia. Z wielu kontaktów z ludźmi posiadamy takie doświadczenie zimnej uprzejmości. Ktoś nawet się uśmiechnie, ale czujemy, że nie jest to uśmiech wyrażający szczerość i sympatię. Mówimy wówczas: "Trudno, taki jest, trzeba z nim delikatnie się obchodzić, aby nie zaogniać niemiłej sytuacji". W małżeństwie też jest to możliwe, ale o wiele bardziej bolesne, gdy brakuje czułości, szczerości uczuć, serdeczności. Bywa i tak, że małżonkowie nie mogący wyrazić uczuć nie zauważają, że miłości już nie ma, że już ją zagubili. Albo jedno z małżonków stwierdza, że to nie była miłość, tylko młodzieńcza fascynacja. Teraz są już sobą znudzeni. (...)

     Nie wystarczy powiedzieć sobie raz na początku, że się kochamy. Miłość musi być codziennie uobecniana przez różne znaki. Akt małżeński nie zawsze jest wyrazem miłości. Brzmi to brutalnie, ale tak jest.

     Kiedyś młoda mężatka powiedziała mi: Proszę pana, gdyby nie ta cała oprawa czułości, zalotne nasze gesty, nastrój podczas dnia, wówczas nasze spotkanie, to najbardziej intymne, byłoby czymś okropnym, rozładowaniem tylko fizycznego napięcia. Dzięki nieustannym gestom informującym nas o naszym uczuciu, nasze współżycie jest ukoronowaniem tych powszednich gestów miłości.

     Rzecz bardzo znamienna, naturalne planowanie rodziny i związana z nim okresowa wstrzemięźliwość jest elementem rozwijającym takie zachowanie małżonków.

     Oto wypowiedź małżonków, którzy w małżeństwie przeżyli 26 lat.

     Początkowo dostosowanie się do regularnej wstrzemięźliwości było bardzo trudne i nie obeszło się bez potknięć. Później, gdy pogłębiliśmy nasze życie religijne i zaczęliśmy regularnie korzystać z sakramentu pokuty, udało nam się zapanować nad tymi sprawami. Stosowanie naturalnych metod przyniosło nam, choć rzadsze, ale naprawdę szczęśliwe zjednoczenie. Przyczynia się ono także w dalszym ciągu do szukania innych form wyrażania i kształtowania miłości głębszej i prawdziwej.

     Przed kilku laty skierowałem do małżonków żyjących w oparciu o zasady naturalnego planowania rodziny pytanie dotyczące tych powszednich gestów miłości. Oto jak je określali sami małżonkowie:

     - miłe, czułe zwroty, imiona wypowiedziane zdrobniale, ton wypowiedzi w ogóle,

     - przelotne pocałunki na dzień dobry, do widzenia, dziękuję,

     - przytulenia, objęcia, głaskanie, trzymanie się za ręce,

     - kwiaty jako wyraz pamięci, jako symbol słów "kocham cię", "jestem przy tobie",

     - uśmiech serdeczny, czuły, a czasem zalotny,

     - wspólna odpowiedzialność za pracę w domu, za to co się dzieje w domu, w rodzinie,

     - czułość, troska rozumiana jako troska o drugiego człowieka wyrażana słowami: "pragnę, aby tobie kochanie było ze mną dobrze",

     - bardzo indywidualne i osobiste znaki, rozumiane tylko przez małżonków, np. czułe przezwiska, pstryczek w nos lub ucho, drobny przezencik bez okazji, szczególny dotyk...

     Teraz chciałbym zaprosić do osobistej refleksji nad własnym małżeństwem i nad tymi gestami. Jak to jest u nas, teraz gdy jesteśmy razem 2, 10, 15, 25, a może więcej lat?

     Wiemy, że:

     - czasami bardzo trudno jest dorosłego człowieka nauczyć czułości, jeżeli nie zaznał jej w dzieciństwie;

     - trudno wymagać zwykłej grzeczności, jeżeli dookoła jest chamstwo i wulgarności;

     - ktoś ma bardzo trudny charakter, niepohamowane, chore ambicje bycia kimś za cenę rozbicia własnej rodziny;

     - niektórzy wstydzą się okazywania swoich uczuć, a jeszcze inni po prostu nie umieją.

     Ale... właśnie małżeństwo jest taką intymną wspólnotą, gdzie w zaufaniu można otworzyć się przed współmałżonkiem całkowicie, bo przecież się kochamy, bo mamy do siebie zaufanie. Im wcześniej podejmiemy próbę ubogacania naszej miłości o czułość, serdeczność wyrażaną poprzez te powszednie gesty miłości, tym większą mamy szansę poczuć się prędzej bardziej szczęśliwymi w małżeństwie, odkryć jeszcze jedną formę naszych wzajemnych kontaktów, ubogacić miłość: "Jak dobrze, że jesteś obok mnie. Bez ciebie moje życie byłoby bardzo smutne, bezbarwne, zimne, nieczułe, bez poczucia bezpieczeństwa. Byłoby po prostu źle".
 


Miłość ze znakiem jakości

     Dorastanie do świętego małżeństwa i szczęśliwej rodziny oraz ochrona miłości małżeńskiej i rodzicielskiej to warunki rozwoju człowieka i dobrobytu społeczeństwa. To również warunek przetrwania ludzkości.

     Bóg, który jest miłością, nie tylko stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, ale osobiście troszczy się o każdego z nas. Jak najlepszy Rodzic i Przyjaciel nieustannie podpowiada nam w sumieniu poprzez Pismo Święte najlepszą drogę życia, tak aby nasza radość już tu, na ziemi, była wielka, a w wieczności - pełna. Potwierdzeniem tej troski o człowieka jest polecenie, jakie Bóg kieruje do Adama i Ewy: "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną" (Rdz 1, 28). "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się" - to znaczy dorastajcie do miłości małżeńskiej rodzicielskiej. Od wypełnienia tego pierwszego polecenia Stwórcy zależy los każdego człowieka i całej ludzkości.

     Owo pierwsze polecenie wynika z samej natury Boga, który nie jest samotnością, lecz Wspólnotą Osób. Miłość jest darem, a dar realizuje się poprzez spotkanie z innymi. Potrzebujemy nie tylko tych, którzy nas kochają, ale także tych, którym możemy ofiarować naszą miłość. Samo pragnienie miłości jednak nie wystarczy, by kochać. Miłość jest nie tylko szczytem dobroci, ale też szczytem mądrości, najbardziej szlachetnym, ale też najbardziej skomplikowanym zachowaniem we wszechświecie. Dlatego Bóg, zapraszając nas do udziału w miłości, wyjaśnia nam, na czym ona polega.

     Najbardziej niezwykła miłość

     Małżeństwo to Boża propozycja najbardziej niezwykłej na tej ziemi miłości między mężczyzną a kobietą. Tylko Bóg może zaproponować człowiekowi miłość wierną, wyłączną, nieodwołalną, płodną, odważną. Odpowiedzialna miłość małżeńska i rodzicielska to miłość z najwyższym, gdyż Bożym znakiem jakości. To wręcz miłość zuchwała, silniejsza od ludzkich słabości, tak mocna, że mężczyzna i kobieta decydują się na opuszczenie swoich rodziców i rodzeństwa - nie przestając ich kochać! - po to, by stać się jednym ciałem i jedną duszą, by zawierzyć sobie nawzajem swój własny los oraz los swoich dzieci (por. Mt 19, 5). Kto dorasta do zawarcia świętego małżeństwa i założenia szczęśliwej rodziny, współpracuje z Bogiem w stwarzaniu nowego, lepszego świata, budując rodzinną wspólnotę, w której panują miłość, wierność, zaufanie, bezpieczeństwo, w której uczymy się mądrze myśleć, dojrzale kochać, uczciwie pracować. Sakramentalne małżeństwo oparte jest na Bożej miłości, wobec której powierzchowne i bezpłodne okazują się karykatury związków promowane przez te mass media, które wspierają "cywilizację śmierci".

     Zdradzone ideały

     Niemal każdy nastolatek marzy o tym, by spotkać kogoś, kto go pokocha w sposób nieodwołalny i wierny oraz kogo on pokocha taką samą miłością. Niestety, wielu młodych ludzi czyni coś, co oddala ich od realizacji ich największego marzenia. Tak postępuje każdy, kto ogląda filmy lub czyta książki, w których wykpiona zostaje czystość, wierność i miłość, kto zatruwa swoją psychikę pornografią, a swój organizm alkoholem, nikotyną, narkotykiem czy antykoncepcją. Własne marzenia oraz ideały zdradzają również ci, którzy ulegają popędom, lenistwu czy egoizmowi. Nie potrafią sobie nawet wyobrazić radości, jakiej doświadczyliby, gdyby kochali. Zadowalają się karykaturą małżeństwa i rodziny, mimo że fascynuje ich Boża wizja miłości. Szukają łatwych więzi, łatwego szczęścia, które na ziemi nie istnieją. Prawdziwa miłość stawia prawdziwe wymagania uczciwości, wolności, odpowiedzialności. Kto do niej nie dorasta, ten zadowala się jej imitacjami, buduje życie na piasku.

     Pułapki "cywilizacji śmierci"

     Obserwujemy trzy zjawiska, które stanowią największe zagrożenie dla szczęśliwego małżeństwa i trwalej rodziny: zawieranie małżeństw przez osoby niedojrzałe, mit "wolnych związków" oraz promowanie homoseksualizmu w miejsce małżeństwa i rodziny. Pierwsze poważne zagrożenie to zawieranie małżeństw przez ludzi, którzy nie dorośli jeszcze do miłości nieodwołalnej, wiernej, płodnej, gdyż mylą miłość z zakochaniem, pożądaniem lub nie są zdolni do pracowitości, odpowiedzialności, bycia darem dla innych. Jeszcze bardziej dramatyczna sytuacja to kradzież małżeństwa, która ma miejsce wtedy, gdy ktoś przyjmuje od drugiej osoby przysięgę małżeńską, mimo że sam nie ma zamiaru jej dochować. Taki związek nieuchronnie prowadzi do rozczarowań i cierpień, gdyż zbudowany jest na manipulacji, egoizmie i cynizmie. W takich związkach dochodzi do bolesnych krzywd i przemocy. Warto tu wyjaśnić, że przemoc zaczyna się wtedy, gdy ktoś przestaje okazywać miłość, a nie dopiero wtedy, gdy zdradza, bije czy okrada swoich bliskich. Małżonkowie nie przysięgają sobie jedynie tego, że nie będą się krzywdzić, ale że będą siebie nawzajem kochać i szanować. Szczytem przemocy w rodzinie jest aborcja. Jeśli rodzice zabijają swoje niewinne dziecko, to nieuchronnie będą też ranić siebie nawzajem.

     Ludzkie pomysły

     Drugie radykalne zagrożenie małżeństwa i rodziny to podążanie nie za Bożymi, lecz za ludzkimi pomysłami na temat miłości kobiety i mężczyzny, które zwykle okazują się wyjątkowo zafałszowane i nieludzkie. Klasycznym przykładem są tak zwane "wolne związki". Młodzi, którzy chcą "poprawiać" Bożą propozycję, deklarują sobie nawzajem, że się kochają, czyli że żyją w najsilniejszym związku, jaki jest możliwy we wszechświecie. A jednocześnie twierdzą, że do niczego ich to nie zobowiązuje. Używają wewnętrznie sprzecznego wyrażenia po to, by ukryć bolesny dla nich fakt, że ich "wolny" związek jest w rzeczywistości niewierny, niepłodny, nietrwały, powierzchowny, egoistyczny. Takie związki prowadzą do dramatycznych rozczarowań, dlatego wielu współczesnych ludzi nie wierzy w możliwość wiernej, odpowiedzialnej miłości między mężczyzną a kobietą.

     Najbardziej radykalnym zagrożeniem dla małżeństwa jest próba zlikwidowania rodziny i zastąpienia jej "związkami" homoseksualnymi. Społeczeństwo, które akceptuje tę formę walki z rodziną, wchodzi w końcową fazę "cywilizacji śmierci". Homoseksualiści tworzą bowiem związki chore biologicznie, zaburzone psychicznie, egoistyczne społecznie oraz niemoralne. Są to najpierw związki chore biologicznie, gdyż homoseksualiści nie mogą mieć ze sobą dzieci, a niepłodność pozostaje nadal na liście chorób Światowej Organizacji Zdrowia. Po drugie, są to związki zaburzone psychicznie, gdyż homoseksualiści mają bariery psychiczne, które sprawiają, że nie tolerują oni bliskich więzi z osobami drugiej płci. Tymczasem psycholodzy podkreślają, że to właśnie kontakt z osobami drugiej płci jest decydujący dla wszechstronnego i harmonijnego rozwoju człowieka. Związki homoseksualne są ponadto egoistyczne społecznie, gdyż największy wkład w rozwój i przyszłość społeczeństwa mają rodzice, którzy przekazują życie i w odpowiedzialny sposób wychowują swoje dzieci. Wreszcie związki homoseksualne są niemoralne, gdyż Stwórca stworzył człowieka jako kobietę i mężczyznę, powołując ich do miłości płodnej fizycznie, psychicznie, społecznie i duchowo (por. Rdz 1, 27).

     Nie ma miłości bez dojrzałości

     Obecnie dużo mówi się o kryzysie małżeństwa i rodziny. Najchętniej mówią o tym wrogie rodzinie środowiska laickie, które skrzętnie przemilczają fakt, że w kryzysie nie jest małżeństwo, lecz człowiek - "wychowany" na populistycznych fikcjach poprawnej politycznie pedagogiki, który nie jest zdolny nie tylko do zawarcia szczęśliwego małżeństwa i założenia trwałej rodziny, ale też nie jest w stanie solidnie pracować, być odpowiedzialnym politykiem czy uczciwie funkcjonować w jakiejkolwiek strukturze społecznej. Warunkiem szczęśliwego małżeństwa i trwałej rodziny nie jest "poprawianie" tej instytucji, lecz dojrzalsze wychowanie człowieka. To nie małżeństwo i rodzina rozczarowuje, lecz niedojrzali małżonkowie i rodzice. Człowiek tęskni za miłością, ale nie jest miłością. Właśnie dlatego miłości małżeńskiej i rodzicielskiej może uczyć się jedynie od Boga, który jest Miłością.

 

ks. Marek Dziewiecki


A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało (Mt 19,6)

     Każdy, kto kupuje nowe urządzenie, najpierw czyta instrukcję producenta. Wchodząc w małżeństwo, musimy się pokornie pochylić nad planem, który miał Ten, kto je wymyślił. Jeśli poznamy istotę małżeństwa w zamyśle jego Twórcy, na pewno się nie pogubimy.

     Przykre doświadczenia, które stały się naszym udziałem, niedojrzałość, a także wizja życia propagowana w środkach masowego przekazu, mogą powodować, że nasze postrzeganie małżeństwa jest mniej lub bardziej wykrzywione. W dzisiejszych czasach - bardziej niż kiedykolwiek - wydaje się zatem konieczne zastanowienie się nad istotą powołania małżeńskiego, nad jego wartością i odkrycie piękna tej szczególnej drogi, którą podąża większość mężczyzn i kobiet.

     Zgłębianie tajemnicy małżeństwa należy zacząć u źródeł. Odpowiedź znajdujemy na pierwszych kartach Pisma św. Kiedy pytam młodych w poradni małżeńskiej o pochodzenie małżeństwa, najczęściej milczą lub mówią, że to trudne pytanie. A to jest chyba zasadnicza kwestia. Każdy przecież, kto kupuje jakieś nowe urządzenie, najpierw czyta instrukcję producenta. My zatem, wchodząc w małżeństwo, musimy się pokornie pochylić nad planem, który miał Ten, kto je wymyślił. Przecież nikt nie zna lepiej swojego wytworu niż konstruktor i tylko on wie, jakie jest jego przeznaczenie i sens. Jeśli więc poznamy, istotę małżeństwa w zamyśle jego Twórcy, na pewno się nie pogubimy.

     Tak, to sam Bóg wymyślił małżeństwo - nie instytucje państwowe, prawnicy, ale właśnie Bóg. Papież Paweł VI w ósmym rozdziale encykliki Humanae vitae pisał: Małżeństwo bowiem nie jest wynikiem jakiegoś przypadku lub owocem ewolucji ślepych sił przyrody: Bóg-Stwórca ustanowił je mądrze i opatrznościowo w tym celu, aby urzeczywistniać w ludziach swój plan miłości.

 

Jak zatem małżeństwo wygląda w zamyśle jego Stwórcy?

     Pan Bóg, powołując człowieka do istnienia z miłości, powołał go jednocześnie do miłości - pisze Jan Paweł II w adhortacji Familiaris consortio. Miłość jest zatem pierwszym, podstawowym zadaniem małżonków. Jest to miłość szczególna - owa caritas z Pawłowego Listu do Koryntian, która jest odbiciem Bożej miłości. Miłość ta obejmuje całego człowieka, jest wdzięcznością za dar otrzymany we współmałżonku, jest zachwytem nad pięknem jego duszy i ciała, wzajemną wymianą myśli i doświadczeń. Ta miłość dąży ku najgłębszemu rozwojowi człowieka, zmierza wprost do świętości. Dotycząc dwojga, nie zamyka się tylko w ich świecie, ale dąży do pomnażania, do dawania siebie innym. Jest wielkim świadectwem dla całego świata, świadectwem tak niezwykle potrzebnym w naszych czasach. Nie wyczerpuje się między małżonkami, ale zmierza jakby ku swemu przedłużeniu - jest płodna. Ze swej natury nastawiona jest na zrodzenie potomstwa. Jest w niej zapisany Boży nakaz: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną (Rdz 1,28).

 

Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam:
uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc

     Małżeństwo jest odpowiedzią na zaszczepioną w człowieku tęsknotę do dzielenia swego życia z drugim. Jest dążeniem zawartym w naturze człowieka. Męskość ma bowiem sens tylko w odniesieniu do kobiecości, a kobiecość zyskuje swój blask tylko wobec męskości. Kobieta dla rozwinięcia swojej wrażliwości, delikatności, empatii potrzebuje skrycia się w silnych męskich ramionach, potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, stabilności, które daje jej obcowanie z mężczyzną. Jeśli nie będzie miała tej ochrony, może stać się gruboskórna, nieczuła, może odczuwać lęk przed macierzyństwem lub wręcz - w skrajnych przypadkach - odrzucić i zabić bezbronną istotę, która potrzebuje jej ciepła i miłości. Przecież żadna kobieta nie dokonałaby takiego czynu, gdyby miała obok siebie dzielnego, odpowiedzialnego męża.

     Mężczyzna potrzebuje kobiety, aby rozwinąć swoją męskość. Musi mieć kogoś, kogo będzie ochraniał, dla kogo będzie wzbijał się na wyżyny swego intelektu, dla kogo będzie podejmował walkę. Rycerzowi zawsze dodaje sił świadomość, że jest ktoś, kto na niego czeka, kto go podziwia. Jeśli kobieta stanie się tą silną, niezależną, wszystkowiedzącą, nie będzie ufała mężczyźnie, on zawsze zostanie na poziomie podrostka, któremu brak sił do podejmowania wyzwań, do starania się o rodzinę. Kobiety często narzekają na swoich mężów, a tak naprawdę same nie pozwalają im rozwinąć skrzydeł.

     Musimy mieć świadomość, że kobieta potrzebuje mężczyzny, a mężczyzna potrzebuje kobiety. Nie są to dwie wrogie, rywalizujące ze sobą siły, ale światy, które współistnieją i są dla siebie ogromnym ubogaceniem. Żona powinna mieć na uwadze to, że męskość męża jest dla niej wspaniałym darem. On powinien traktować kobiecość żony jako wielką szansę na swój rozwój. Chodzi o to, aby obie strony w tych różnicach dostrzegły ogromne bogactwo i wyzbyły się chęci przekształcania drugiej osoby na swoje podobieństwo. Niech mąż w emanacji kobiecej uczuciowości (czasem kłopotliwej dla niego) zauważy jej niezwykłą wartość do pełnienia roli matki, do wczuwania się w potrzeby drugiego człowieka.

     Jak wyglądałoby życie z kobietą, która nie potrafi się pochylić nad drugim człowiekiem, która nie współodczuwa z innymi w cierpieniu, która nie mówi o swoich uczuciach? Z drugiej strony, niech żona w logicznym, perspektywicznym myśleniu swego męża (czasem tak zimnym i obcym dla niej) zobaczy podstawy poczucia bezpieczeństwa jej oraz dzieci. Niech się zastanowi, co by było, gdyby on wyzbył się takiego sposobu postrzegania świata. Czy czułaby się wtedy przy nim szczęśliwa?

     Kobieta i mężczyzna są więc dla siebie wzajemnie pomocą we wszystkich sferach człowieczeństwa - kroczą razem przez życie, aby się wzajemnie pociągać ku dobremu, wspierać i ubogacać.

 

Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała!

     Adam wydaje okrzyk zachwytu na widok swojej żony (jak wielu mężczyzn powinno uczyć się od niego tego podziwu dla towarzyszki swego życia!). Widzi w niej kogoś podobnego do siebie, kogoś, z kim może nawiązać dialog. Wcześniej nie znalazł wśród stworzeń odpowiedniej dla siebie pomocy. Wreszcie jest ciało z jego ciała - kobieta, równa jemu (obydwoje noszą przecież w sobie obraz samego Boga - odsyłam do opisu w Księdze Rodzaju 1, 27), choć tak inna.

     W małżeństwie nie ma osoby mniej lub bardziej ważnej, gorszej lub lepszej - obie są na jednakowym poziomie. Pięknie ujął to Karol Wojtyła w swoim dramacie Przed sklepem jubilera: Andrzej wybrał mnie i poprosił o rękę... Ale nawet gdybym pamiętała, że trzeba spojrzeć na zegar ratusza, nie mogłabym tego uczynić, musiałabym bowiem patrzeć ponad głową Andrzeja. We wspólnocie nie można być ponad, trzeba widzieć w drugim osobę obdarzoną tą samą godnością. Na czym polega dokładnie owa równość?

     W małżeństwo powinny wejść dwie osoby zdolne do wypełnienia zadań płynących z racji tego stanu, mające świadomość powagi zobowiązań, na które się decydują, oraz skłonne do ich dotrzymywania. Już tutaj widać, że pewne osoby nie są w stanie tego dokonać - na przykład ludzie niedojrzali. Bardzo ryzykowny jest związek z kimś, kto nie potrafi panować nad swoimi emocjami, kto reaguje nieadekwatnie do sytuacji, kto ucieka przed trudnościami. Kolejną grupą osób, z którymi nie da się zbudować związku opartego na równości, są osoby uzależnione. Ileż to naiwnych dziewcząt sądzi, że robi dobry uczynek, wchodząc w związek z alkoholikiem! A czyż nie powinny one raczej najpierw zadać sobie następujące pytanie: jak mój mąż będzie wypełniał słowa przysięgi, skoro nie potrafi kierować swoim życiem? Jaką z kolei może mieć nadzieję na udane małżeństwo chłopak, który żeni się z egoistką zapatrzoną w swój wygląd, niezdolną do poświęceń, która uważa, że wszystko jej się należy. Mężem czy żoną może być tylko osoba, która czuje się współodpowiedzialna za małżeństwo, która potrafi ponosić trud jego budowania i umacniania. Nie można brać na swoje ramiona ciężaru nie do udźwignięcia. Jedna osoba nie jest w stanie wypełniać zadań obu stron. Małżeństwo nie ma być drogą przez mękę.

     Każda z osób powinna być zdolna do samodzielnego istnienia. A czy jesteśmy równością, jeśli uzależniam swojego męża od siebie, jeśli jest on tym mniejszym, który ma się mi zawsze podporządkować, nad którym sprawuję rządy, dzięki któremu zaspokajam swoje kompleksy, na którym żeruję jak pasożyt? Czy można mówić o równości, kiedy mąż poszukuje w żonie matki, która będzie się nim opiekowała, na której będzie się wspierał? Przecież matka jest wobec dziecka zawsze wyżej, jest bardziej odpowiedzialna. I taki mąż pozostaje rzeczywiście na etapie dziecka, nie potrafi samodzielnie podjąć decyzji i po pewnym czasie może stanowić dla żony ciężar nie do udźwignięcia. W małżeństwie obie strony powinny być dla siebie wsparciem i pomocą. Nie może być tak, że jedna osoba wykorzystuje drugą, gra tę słabszą, bezbronną, cały czas licząc na opiekę. (Pomijam oczywiście sytuację kryzysu, kiedy jedna strona rzeczywiście potrzebuje większego wsparcia od drugiej, jednak taka nierówność nie może stać się regułą).

     Równość to także widzenie ogromnej wartości we współmałżonku i w sobie samym, ciągłe przypominanie sobie, że obydwoje jesteśmy umiłowanymi dziećmi Boga i należy nam się przez to szczególny szacunek.

 

Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją
i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem

     Małżonkowie od momentu zawarcia małżeństwa stanowią jedność: Pierwszym i bezpośrednim skutkiem małżeństwa jest więź małżeńska, komunia dwojga (Familiaris consortio, 13)- Jak wielka to tajemnica - moje "ja" i twoje "ty" tworzy "my". Odtąd przez życie idziemy wspólnie, połączeni jarzmem miłości. Żona jest cała męża, a mąż całkowicie należy do żony - nie do matki lub ojca, ale do żony.

     Można sobie w tym momencie zadać pytanie: jak można oddać siebie drugiemu? Otóż Ten, do którego należy wszelkie ojcostwo na niebie i ziemi, daje nam to prawo. Dlatego małżonkowie mogą powtórzyć słowa Pieśni nad Pieśniami: Mój miły jest mój, a ja jestem jego. Symbolem związania, świadectwem, że tych dwoje należy do siebie, są obrączki ślubne.

     Jedność musi wyrażać się w codzienności przez konkretne zachowania, nie może być to pojęcie abstrakcyjne. Ta, która rodzi się we wnętrzu serca mężczyzny i kobiety, domaga się znaków zewnętrznych (poznacie ich po owocach, Mt 7,20).

     Jedność to odpowiedzialność za osobę. Przytoczmy jeszcze raz słowa z dramatu Przed sklepem jubilera: Ciężar tych złotych obrączek... to nie ciężar metalu, ale ciężar właściwy człowieka, każdego z was osobno i razem obojga. Przyjęcie obrączki oznacza zatem przyjęcie konkretnego człowieka - wybranego spośród wielu innych, tego jedynego i niepowtarzalnego, z całym jego bogactwem, ale także ułomnościami, z całą historią życia, upodobaniami, marzeniami i zranieniami. Małżeństwo zobowiązuje do ciągłego starania się o tę drugą osobę, do ciągłego wsłuchiwania się w jej potrzeby i ograniczenia. Nie mogę już powiedzieć: nie chce mi się, nie daję rady, jesteś niedobry. Mogę jedynie pomóc ci stać się lepszym. Muszę jednak pamiętać, że tobie będzie łatwiej być lepszym, jeśli ja będę dobra, jeśli będę troszczyć się o ciebie. Iluż to małżonków wytacza sobie codziennie najróżniejsze zarzuty, licytuje się, szuka w tym drugim przyczyny niepowodzeń. A może rozsądniej jest zapytać siebie: czy pomagam mojemu mężowi być lepszym, czy jestem osobą, którą łatwo jest kochać, czy stwarzam w domu atmosferę spokoju i zaufania?

     Jako małżonkowie, musimy mieć świadomość, że mamy na siebie ogromny wpływ. Możemy spowodować, że nasz związek będzie żyzną glebą, na której wyrosną wspaniałe, święte osobowości - albo też marnym ugorem, porzuconym i odrażającym, rodzącym tylko cliwasty niezadowolenia, cierpienia i frustracji. Przecież żona ma być pomocą dla męża, a mąż ma pomóc wzrastać swojej żonie. Wzajemnie powinniśmy się starać o to, by stać się pięknymi ludźmi, by ten zachwyt drugą osobą, który nosimy w sobie w dniu ślubu, nigdy nie osłabł. Staje się to możliwe tylko w jedności z Chrystusem. Dlatego konieczna jest codzienna modlitwa, regularna spowiedź i Eucharystia, a więc troska o to, aby zawsze być w stanie łaski uświęcającej.

     Jedność to uwzględnianie tej drugiej osoby we wszystkim, co czynimy, w naszych planach oraz decyzjach. To myślenie o jej pragnieniach i potrzebach. Wspaniale ujął to Karol Wojtyła w przytoczonym tu już dwukrotnie dramacie: Szukałam wzrokiem butów z wysokim obcasem. Wiele było butów sportowych, wiele butów wygodnych na co dzień, lecz najbardziej wodziłam wzrokiem za butami na wysokim obcasie. „Andrzej jest wyższy ode mnie na tyle, że muszę sobie trochę dodać wzrostu" - a więc jednak myślałam o Andrzeju, o Andrzeju i o sobie samej. Stale teraz myślałam o nas dwojgu ioń też tak myślał z pewnością — więc ucieszyłby się moją myślą. Rozpoczęliśmy wówczas rozmowę o różnych drobiazgach związanych z naszym ślubem. Ja mówiłam mu o tym krawacie, w którym mi się najbardziej podoba, o tym ciemnym garniturze, w którym jest mu najbardziej do twarzy. Andrzej słuchał tego bardzo chętnie, nie dlatego, że szukał pochlebstwa, lecz że chciał mi się zawsze podobać i że chciał mi zrobić przyjemność. Taki jest właśnie zamysł Boży - małżonkowie wsłuchani w siebie, pamiętający zawsze o tym, że są jednym ciałem.

     Jedność to złączenie we wszystkich obszarach życia, to dzielenie trosk i radości, wspólne rozmowy, łączność psychiczna, duchowa i cielesna. Jedność to realizowanie tego samego celu nadrzędnego, podążanie za tymi samymi wartościami przy zachowaniu indywidualności każdego z małżonków. Nie da się stworzyć jedności, jeśli małżonkowie będą mieli inną wizję małżeństwa, życia rodzinnego, jeżeli będą dążyli do innych życiowych celów. Wspólny cel jest tym, co zawsze łączy, co pozwala porządkować decyzje oraz plany. Warto wsłuchać się w to, co o swoim małżeństwie pisze Maria Corsini, która wraz ze swoim mężem Luigim Beltramem Quattrocchim została ogłoszona przez Jana Pawła II błogosławioną (warto dodać, że jest to pierwsze małżeństwo, które zostało uznane za błogosławione łącznie, to znaczy wskutek dwóch prowadzonych równolegle procesów beatyfikacyjnych, Wszystko mieliśmy wspólne, towarzyszyła nam nieustanna wymiana wzajemnych wartości i uczuć. Było to życie, w którym dążenie i cele były jednakowe, w którym trwał niezmierny szacunek i wzajemna miłość. Każdej chwili naszych rozmów, wymiany myśli, bliskości towarzyszył smak czegoś nowego, dotąd nieodkrytego. Wciągu niemal półwiecza wspólnego życia - a stwierdzam to w obliczu Boga - nie zaznaliśmy ani chwili znużenia, przesytu, zmęczenia (A. Danese, G.P. Di Nicola: Aureola dla dwojga, Częstochowa 2004, s. 10).

     Jedność to coś trwałego, nierozerwalnego. Nie można rozdzielić jednego ciała, którym są małżonkowie - można' je tylko okaleczyć, zniszczyć, zbezcześcić. Nie można powierzyć siebie komuś, a później odebrać - to jest po prostu niemożliwe. Jezus stanowczo podkreśla wartość nierozerwalności małżeństwa: A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela (Mt 19, 6). Jest jeszcze jeden ważny powód, dla którego małżeństwo jest nierozerwalne: komunia osób - communio personarum, którą tworzą małżonkowie, jest odbiciem komunii miłości między Bogiem a człowiekiem. To niezwykle zobowiązujące - małżonkowie są dla świata znakiem Bożej miłości, odzwierciedlają wierność, którą Bóg obdarzył swój lud.

     Na podstawie powyższych rozważań widać, jak wspaniały jest Boży plan wobec małżonków - połączeni w miłości nierozerwalnym węzłem wspólnie kroczą przez życie, budując jedność i wspierając się nawzajem. Ich miłość, będąca odbiciem Bożej miłości, owocuje wydaniem na świat potomstwa, zmierza do wieczności. Tak było na początku, jednak ojciec kłamstwa wzbudził w człowieku niepewność, zburzył zaufanie, którym stworzenie obdarzało swego Stwórcę. Ewa podała owoc Adamowi. Osoba najbliższa, która miała być pomocą, doprowadziła do złego, wywarła niszczący wpływ na mężczyznę. Ten, który miał chronić niewiastę (przecież to Adam otrzymał od Boga wyraźny zakaz spożywania owoców z drzewa poznania dobra i zła), uległ pokusie i okaleczył jej życie. Pierwsi rodzice dobrowolnie zrezygnowali z podążania Bożą ścieżką, ulegli złudzeniu, że ich własny pomysł na wspólne życie jest lepszy. W miejscu Boga postawili drugiego człowieka.

     Od tamtej pory zaczął się zamęt w relacjach mężczyzny i kobiety. Wkradło się pożądanie, egoizm, rywalizacja, nieufność: Ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą (Rdz 3, 16); Pierwszym skutkiem zerwania z Bogiem, czyli pierwszego grzechu, było zerwanie pierwotnej komunii mężczyzny i kobiety. Ich wzajemna relacja została wypaczona przez ich wzajemne oskarżenia; ich pociąg ku sobie, będący darem Stwórcy, zamienił się w relacje panowania i pożądliwości; wzniosłe powołanie mężczyzny i kobiety, by byli płodni, rozmnażali się i czynili sobie ziemię poddaną, zostało obciążone bólem rodzenia dzieci i trudem zdobywania pożywienia (Katechizm Kościoła Katolickiego, art. 1607).

     Nie trzeba długo szukać, żeby zobaczyć skutki grzechu w naszym życiu: tyle nieszczęśliwych małżeństw, kłótnie, rozwody, niechęć do poczęcia dziecka, traktowanie płodności jako czegoś niepożądanego, antykoncepcja, zdrady małżeńskie, pożądliwość zamiast zachwytu nad pięknem, przedmiotowe traktowanie współmałżonka, związki bez zobowiązań, brak zaufania do siebie i współmałżonka...

     Jak zbudować dobre, zgodne z wolą Bożą małżeństwo, skoro tyle w nas nieuporządkowani i rozbicia wewnętrznego? Skąd mamy czerpać siły?

     Mężczyzna i kobieta potrzebują pomocy łaski, której Bóg nieustannie udziela w swym miłosierdziu (por. KKK, art. 1608). Łaska ta zostaje rozlana w sercach małżonków przez dar sakramentu małżeństwa. Chrystus wchodzi w życie męża i żony, by już zawsze im towarzyszyć, by czynić możliwym to, co po ludzku wydaje się nie do przejścia, by pomóc im wypełnić zadania, których się podejmują.

     Bóg przez sakrament uświęca małżonków oraz wszystko, co będą robili. Dzięki temu to, co ludzkie i zwyczajne, staje się nadprzyrodzone i święte - tak jak w Kanie Galilejskiej, gdzie zwykła woda, dzięki interwencji Chrystusa, została przemieniona w najwspanialsze wino.

     Małżonkowie, którzy żyją w sakramentalnym związku, mają niezwykłe przywileje:

     Ich miłość czerpie ze źródła nieskończonej miłości Bożej, zostaje wzbogacona zbawczą mocą Chrystusa. Małżonkowie otrzymują siłę, by miłować się tak, jak Chrystus umiłował swój Kościół - miłością wierną, cierpliwą, przebaczającą, zdolną do poświęceń i ofiar: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z Żoną swoją i będą dwoje jednym ciałem (Ef 5, 31-32). Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i Kościoła. Małżonkowie są dla świata świadkami tego, co dokonało się na Krzyżu - przymierza Chrystusa i Kościoła - pisał Papież w 13 rozdziale adhortacji Familiaris consortio.

     Małżeństwo jest stanem uświęconym. Jeśli tylko małżonkowie szanują Boży zamysł, wówczas wszystko, cokolwiek czynią: ich uczucia, gesty (nawet te najbardziej intymne), trud wzajemnego wzrastania, wychowania dzieci - nabiera charakteru nadprzyrodzonego. Wszystko to jest realizowaniem Królestwa Bożego, wzajemnym wzrastaniem w świętości. Przez współżycie małżonkowie współpracują z samym Bogiem w stwarzaniu człowieka. Bóg udziela im swej stwórczej Śmocy, sprawia, że Jego lud się rozrasta. To małżonkowie mają zaszczytną funkcję bycia zwiastunami wiary dla swoich dzieci. Jak widać, małżeństwo jest rzeczywistością świętą i dlatego należna jest mu odpowiednia troska i szacunek.

     Sakrament zapewnia ciągłą obecność Chrystusa i Jego pomoc. Chrystus jest wierny swojej obietnicy zawsze. Ta świadomość jest krzepiąca i pozwala przetrwać nawet najtrudniejsze małżeńskie próby i kryzysy.

     W tym momencie może zrodzić się pytanie: skąd tyle nieszczęśliwych małżeństw sakramentalnych - czyżby Chrystus o nich zapomniał?

     Łaska sakramentu nie działa automatycznie. Nie daje gwarancji na to, że małżonkowie będą szczęśliwi, że będą się kochali i szanowali. Sakrament jest darem, - ale także zobowiązaniem. Jako małżonkowie, musimy współpracować z Chrystusem. Mamy do dyspozycji morze łaski, nie zadowalajmy się więc nędzną kałużą. Otwórzmy nasze serca i zgłębiajmy tajemnicę małżeństwa, przypominajmy sobie o naszych zobowiązaniach, starajmy się budować jedność w codzienności, a nade wszystko codziennie módlmy i korzystajmy z sakramentów: Eucharystii, i pojednania, módlmy się razem, czytajmy Pismo święte, praktykujmy dobre uczynki. Chrystus ze swoją mocą czeka u naszych drzwi. Nie zamykajmy ich przed Nim przez trwanie w grzechach, brak przebaczenia, antykoncepcję, brak czasu, występowanie przeciw małżeńskiej wierności.

     Małżeństwo przeżywane w Bogu, zgodnie z Jego zamysłem, jest naprawdę źródłem radości, wewnętrznego pokoju, terenem rozwoju naszego i naszych dzieci, drogowskazem dla innych, którzy nie doświadczyli miłości w swoich rodzinnych domach; jest drogą do Nieba, którą kroczymy wspólnie: Jakże potrafię wysłowić szczęście tego małżeństwa, które wiąże Kościół, ofiara eucharystyczna umacnia, a błogosławieństwo pieczętuje, aniołowie ogłaszają, a Ojciec potwierdza? - pyta Tertulian w Ad uxorem (II, VII, 6-8: CCL I, 393). - Cóż za jarzmo dwojga wiernych złączonych w jednej nadziei, jednym dochowaniu wierności, w jednej służbie.1 Oboje są braćmi i oboje wspólnie służą; nie ma pomiędzy nimi podziału ani co do ciała, ani co do ducha. Owszem, są prawdziwie dwoje w jednym ciele, a gdzie jest jedno ciało, jeden też jest duch.

 

Anna Borkowska


Publikacja za zgodą redakcji

nr 1-2006


 
   
Przycisk Facebook "Lubię to"  
 
 
Łącznie stronę odwiedziło już 29770 odwiedzający
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja